Nadszedł a raczej nadjechał do naszej miejscowości kermis co oznaczało dla mnie "przymusowy" pobyt w miejscu wielkiego hałasu, tłumów ludzi, kolorów, przepychu i wielu wielu innych, których nie znoszę ale zagłębię się w to z radością dla moich chłopców (i nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie Szarańczy). Dla mnie i Starszaka był labirynt szklanych ścian i ogromnych luster i chociaż zdarzyło się kilka zderzeń i "odbić" od szklanych powierzchni zabawa była przednia i oboje wychodziliśmy stamtąd mocno uśmiechnięci. Później były rozrywki typowo męskie. Samochodziki, strzelanie wodą i zabawy strażackie a na koniec wyścigi... I jak widać na załączonych obrazkach bawili się wszyscy: Młodszak, Starszak i Małż, on oczywiście twierdził, że pomagał Dzidziuchowi ale ja tam wiem swoje :) I co tam niewygody, "kosmiczne" pozycje w pojeździe przeznaczonym dla nieletnich, zabawa z synami i ich uśmiech (a także satysfakcja, że mimo wieku a przede wszystkim rozmiaru dało się radę) dzień był niezapomniany nie tylko z powodu, tak żadkiej ostatnio, pięknej pogody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz