Wyskoczyliśmy z Małżem "na chwilkę" do Amsterdamu...Korzystając z ochoczej oferty wujków i ciociów mogliśmy przez moment pobyć we dwójkę, gdyż radosna Szarańcza znalazła się na tę chwilę pod "nierodzicielską" aczkolwiek równie czułą i uważną opieką ,a co jeszcze ważniejsze - po powrocie nadal pełni chęci pomocy na następny "bez dzieciowy" wypad :) Dzieciuchy nie dały im popalić, były nadzwyczaj grzeczne, urocze i słodziuśkie, czyli takie jakie powinny być na co dzień a jakie są wtedy kiedy chcą czegoś w zamian :) No nie, żartuję oczywiście...Ale były wyjątkowo grzeczne...
Mama w tym czasie mogła odwiedzić jedno z charakterystycznych miejsc Amsterdamu i pobyć trochę z Tatą, fajny popołudniowy wypad...
I jeszcze w drodze powrotnej "skręciliśmy" na piękny, wielki, majestatyczny stadion. Coś cudnego (nie tylko dla kibica!)...Amsterdam Arena - miejsce treningów i meczy Ajaxu, i ja - kolejne spełnione marzenie...:)
Niestety nie miałam okazji zwiedzać od środka, pech! Akurat w tym dniu zamknięty dla zwiedzających, no nic przyjadę kiedyś jeszcze raz, a co! I tak byłam zadowolona, zobaczyć taki okaz architektury, to też wyjątkowa sprawa...przynajmniej dla mnie (i dla tysięcy kibiców futbolu na całym świecie - tak myślę :p)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz