Chodzę i patrzę...zaglądam ludziom do okien...a dzisiaj padło na ogrody...są cudne i takie inne niż u nas (czasem się tylko zastanawiam gdzie jest to moje "u nas" bo tutaj przez czas pobytu też się już trochę czuję jak w domu). Spacerując podglądałam rośliny w przydomowych ogródkach, które kwitną pełnią barw ale dziś miałam chyba różowy nastrój bo jak wróciłam i siadłam do komputera zobaczyłam zdjęcia roślinności w rożnych jej odcieniach...no cóż, czasem wychodzi ze mnie taka typowa, mała dziewczynka...:)
No i jeszcze te piękne "straszydła"na niektórych trawnikach, można podziwiać, lekko uśmiechnąć się pod nosem ale nie da się przejść obok nich obojętnie (przynajmiej ja tak mam) i tak dzisiaj leniwie podglądałam "co tam,kto tam" poustawiał i odgadnąć czym się kierował...bo to wcale nie takie oczywiste...lubię tę różnorodność, każdy może pokazać swoją indywidualność, kreatywność, wyobraźnię...U jednych są śmieszne figurki zwierząt (nie mam ich wszystkich uwiecznionych, ale potrafią być naprawdę cudaczne - moją dzisiejszą faworytką okazała się świnka w goglach), u innych odkryłam uroczą pastereczkę i takie "typowe niemieckie" krasnalki, a u innych jeszcze piękne, holenderskie saboty, nieco nadgryzione zębem czasu, ale za to jakie typowe, charakterystyczne, oryginalne...mogłabym na nie się patrzeć i patrzeć (ze świadomością, że tworzy się je pojedynczo, każdą sztukę z osobnego kawałka drewna, ręcznie, z zadumą, niemalże z namaszczeniem)...
A potem skręciliśmy w jakąś "baśniową" uliczkę z cudnymi domkami i wśród nich znalazłam zakątek jakby wyciągnięty z jakiejś zaklętej powieści...wciśnięte między dwoma domami maleńkie, betonowe podwórko...na kilku metrach kwadratowych ktoś zmieścił wszystko co tworzy czarodziejski klimat wiejskiego przedmieścia...cudne dzwoneczki dzwoniące na wietrze, wiszące, zdobione kwietniki i piękne, metalowe latarenki...ach jakże cudnie tam musi być wieczorami...może zajrzę tam kiedyś o zmroku żeby się o tym przekonać...
Czytałam też dzisiaj na jednym z odwiedzanych przeze mnie blogów, że są pewne miejsca i widoki, które od pierwszego spojrzenia można umiejscowić w albumie ze "starymi zdjęciami"...że dusza, oko i umysł od razu widzą je w przeszłości pomimo tego, że to teraźniejszość nadaje im bytu... i tak właśnie było jak tylko zobaczyłam to miejsce...takie było stareńkie, zardzewiałe, cudownie niedzisiejsze...no i jeszcze te możliwości aparatu żeby ukryć czas...nic więcej nie powiem bo po co...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz