Brakuje mi ostatnio czasu żeby tu zajrzeć i coś skrobnąć. Mam tyle jeszcze świeżych wspomnień i chciałabym je uchwycić jak najszybciej żeby uniknąć zapomnienia i niepamięci ale jakoś za mało wolnego czasu by spokojnie zmierzyć się z pamięcią i fotografią...Małż jest z nami a wtedy intensywność codzienności zwiększa się o jakieś 100%. Próbujemy zrobić wszystkie zapomniane a obowiązkowe "sprawy na wczoraj", pobyć ze sobą "na zapas", odwiedzić wszystkich, którzy przez te ostatnie 3 miesiące stęsknili się za nami (z radością oświadczam, że są tacy i to nie tylko członkowie najbliższej rodziny, a może oni to już też rodzina :)), zapanować nad otaczającym nas bałaganem....
I jakoś tak zawsze tak udawało mi się coś napisać "w międzyczasie" a teraz pomimo tego, że doba nadal ma 24 godziny i w tej kwestii nic nie uległo jakiejś radykalnej zmianie, to brak mi mojego międzyczasia który mogłam poświęcić tylko blogowi i nie wiem jak sprawić, żeby doba się rozciągnęła i mi go oddała.
Tak więc obiecuję, że wkrótce wrócę, jak już uporządkuję swoje najbliższe otoczenie (wiecie jak mocno się brudzi nasze gniazdko w czasie "niezamieszkania"?), doprowadzę do stałego rytmu dzień powszedni, zapanuję nad otaczającym mnie chaosem (no dobra, żeby nie było tak tragicznie, nad takim moim małym osobistym chaosikiem) to wrócę i opowiem a nawet pokażę cuda Katalonii...bo chociaż miał to być blog wakacyjny to chyba przy nim pozostanę i dalej będę opisywać codzienność (choć już nie taką ekscytującą i kolorową jak dotychczas), w miarę możliwości, czasu i fantazji mojej Szarańczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz