Letnie chłopaki...
Miałam nie pisać, zrobić sobie przerwę i odpoczynek aby "wydobrzeć", ale tak się chyba nie da :) Leżę sobie, odpoczywam i zastanawiam się co tu "skrobnąć". Moje ciało powoli dochodzi do siebie po "zlocie schodowym" jednak wiąże się to niestety z nieodłącznym bólem fizycznym, więc nie dla mnie obecnie spacery, zwiedzanie i zabawy z chłopcami, gdyż każdy ruch zabiera mi radość i wywołuje grymas na twarzy. Co tu dużo gadać, kostka w stopie spuchnięta i boli przy każdym kroku, udo i "cztery litery" pięknie się mienią kolorami począwszy od fioletu, poprzez zieleń na żółci kończąc i powodują, że muszę siadać ostrożnie i to na jednym półdupku (za przeproszeniem), skóra zdarta na przedramieniu od łokcia w kierunku do dłoni piecze jak diabli, choć wczoraj szanowny Małż kupił w aptece elastyczny plaster o cudownych, leczniczych właściwościach, które ograniczają się do tego, że mogę swobodnie korzystać z dobrodziejstw prysznica i chłodnej wody, co przy 35 st. upałach jakie nas nawiedzają (wcale nie jestem ich przeciwnikiem) jest zbawieniem dla rozgrzanego ciała, więc pozwalam sobie na pisanie bo od dnia kiedy przegrałam rozrywkę z przyciąganiem ziemskim "byczę się" na sypialnianym łożu i wiele rozrywek mi nie pozostało.
Tak więc (ja wiem, że nie zaczyna się zdania od "więc"ale ono mi tutaj najbardziej pasowało) postanowiłam wyjaśnić tytuł bloga, bo wcale nie odnosi się on do temperamentu moich męskich latorośli, co mogą potwierdzić Ci, którzy mają z nimi na co dzień do czynienia :)
Moje pierwsze dziecię pojawiło się w naszym życiu dokładnie 19 czerwca 2005 roku (w dniu urodzin nieżyjącego już niestety pradziadka ze strony rodzica płci męskiej), przy współudziale słońca, upału i ogólnie pięknej letniej pogody. Pojawił się tak szczęśliwie i pięknie, że od tamtego czasu w moim życiu rodzinnym jakoś tak jaśniej i cieplej...Może kiedyś spróbuję opisać jak wyglądał nasz czas aż do obecnej chwili, ale od tego momentu już tak dużo wody upłynęło, że nie należy to do zadań najłatwiejszych, więc dzisiaj tego nie uczynię. Chciałabym jednak dzisiaj zaznaczyć tylko, że Starszak obecnie jest chłopięciem pięcioletnim, które to co moment doświadcza "dorosłości" odpowiedniej do wieku i właśnie teraz jest dla niego kolejny taki przełomowy moment życiowy albowiem zaczął on tracić swoje mleczne uzębienie, co jest dla niego zapewne nieodłączną oznaką dojrzewania :) Pierwszego mleczaka stracił dokładnie w dniu 5 urodzin (co za emocje!!!)a drugiego już tutaj kilka dni temu...a teraz obdarza nas swoim uroczym, szczerbatym uśmiechem (ło matko, jaki on duży! dla mnie utrata mlecznego uzębienia nieodłącznie kojarzy się z końcem dzieciństwa przedszkolnego i początkiem szkoły, jednak Starszak "wystartował" z tematem dość wcześnie więc jeszcze nacieszy się zabawą w przedszkolu)...uwielbiam te przerwę, cudna jest :)
A od wczoraj (czy zaczynanie zdania od "a" też jest nie prawidłowe? no nie wiem, ale mi się i tak podoba) przy otwarciu małej paszczy można zauważyć zawiązki zęba stałego, czy jak to mówi Starszak "dorosłego", więc powód do dumy mojego letniaka jest oczywisty :)
Jeśli zaś chodzi o drugie dziecię (potomka, a jakżeby również płci męskiej) potocznie zwane Dzidziuchem a także zamiennie Glizdą (ze względu na posuwisty styl przemieszczania się) czy też od czasu do czasu Groszkiem (ze względu na mamusine zamiłowanie do ubierania rzeczonego osobnika w ubranka dziecięce zabarwione we wszelkie odcienie zieleni) narodziło się ono dokładnie w takiej samej atmosferze gorąca i upału 17 sierpnia 2009 roku i od tamtego czasu słońce świeci ze zdwojoną siłą i jasnością. Pomimo niedawnych zmagań z "trzydniówką", trwałym bolesnym ząbkowaniem (no tak, temu rosną, tamtemu wypadają) ogień miłości zagościł na trwałe w naszych sercach i oczach...chociaż to czasem broń obosieczna, bo blask ten niejednokrotnie "tak daje po oczach" że aż cierpliwości brak, ale to są tak zwane "uroki rodzicielstwa":)
Dzidziuch podobnie jak Starszak jest chłopcem "wysoko" temperamentnym i potrafi o swoje prawa walczyć głośno z rozdziawionym otworem gębowym lecz szczerze mówiąc (a raczej pisząc) nie mogę narzekać, gdyż obydwaj należą do dzieci samowystarczlnych, potrafiących zająć się "samymi sobą" dając Rodzicielce szansę na złapanie oddechu czy też spokojną rekonwalescencję jak to się obecnie dokonuje.
Podobieństwa "letnich chłopaków" to umiłowanie napojów wszelakich, w ilościach zastraszających (że aż czasem zastanawiam się gdzie owe płyny się mieszczą), pogodny nastrój od przebudzenia do "padnięcia", wielkie niebieskie oczy (po mamusi, oczywiście:)), ciepłota ciała na co dzień co łączy się z tym, że wiecznie im ciepło (żeby nie powiedzieć - gorąco) i uwielbiają przemieszczać się po domostwie "w stroju rajskiego Adama" i świecić (na szczęście nie dosłownie) rodowymi klejnotami bez cienia wstydu, tak charakterystycznym dla wieku wczesnodziecięcego. Obaj są również, ku mojej i Małża uciesze, śpiochami nad wyraz niesamowitymi, co objawia się popadaniem w codzienne drzemki w porach i w przebiegu czasowym nad wyraz zadowalającym dla rodzicieli, co tym rzeczonym umożliwia wykonanie wszystkich około domowych obowiązków i nieraz nawet odpoczynek (tak, tak...Starszak, potrafi ostatnio nawet zapaść nie jako w sen zimowy, bo po wodnych szaleństwach na świeżym powietrzu jego po południowe drzemki osiągają zawrotną długość 4 godzin!!!), więc narzekanie byłoby grzechem (nie żebym była tak wysce bogobojna, ale coś jest na rzeczy)...pomimo tytułu Starszak i Dzidziuch należą nie do letniego, średniociepłolubego gatunku tylko po tatusiu do gorącego i przy współogarniającym nas upale ostatnimi czasy sypiają jedynie w galotkach (to Starszak) albo w pieluszce (to oczywiście Dzidziuch)...
No i na koniec...dzieci kochamy najbardziej jak śpią:)...nawet takie Aniołki jak moje "letniaki".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz