środa, 22 maja 2013

Majówka...

Ostatnie tygodnie, mimo tego, że pogodne, gorące, wiosennie pachnące bzem i  cieszące oko kwieciem magnolii, upłynęły mi i mojej kochanej rodzince pod dyktando opieki nad Młodszakiem :( Dziecięcie moje młodsze, korzystając, z tak zwanego długiego, majowego weekendu "zafundowało" nam bowiem nie lada atrakcje w postaci złamanej(!) stopy(!), dyżurnych odwiedzin na oddziale chirurgii szpitala dziecięcego, prześwietlania kończyny dolnej w moim osobistym towarzystwie (obleczonej, podobnie jak potomek w ołowiane, ochronne, nie dodające urody wdzianko) oraz natychmiastowego gipsowania, przy akompaniamencie delikatnego pochlipywania (przy okazji pragnę nadmienić wszystkim zainteresowanym, że Dziecię moje wykazało się niezmierną odwagą, siła woli i cierpliwością... nie płakał wcale tak mocno, jak mógłby, obyło się bez histerii i nie potrzebnych reakcji, był posłuszny, odpowiednio reagował na polecenia lekarza i pielęgniarek...) i  to wszystko już 1 maja.

(Prosto po powrocie ze szpitalnego oddziału ratunkowego, dla ukojenia potrzebny był największy pluszak)

Młodszak został uziemiony a razem z nim niemal cała rodzina, bo trzeba było przeorganizować nasze plany i codzienność. Logistycznie rzecz biorąc nie było to najprostsze zadanie ale na szczęście udało nam się nad nim zapanować (włączając w to babcie, dziadków, ciotki i wujków) i zapewnić, przez ostatnie trzy tygodnie Młodszemu, opiekę na najwyższym poziomie 24 godziny na dobę. Został on bowiem pozbawiony całkowicie możliwości jakiego kolwiek poruszania się, co przy temperamencie tego małego chłopczyka, było już samo w sobie zadaniem z pogranicza mission impossible. Dzięki pomocy osób bliskich i zaangażowaniu osób "dalszych" zostaliśmy zaopatrzeni w sprzęt jeżdżący (czyt. wózek spacerowy) umożliwiający Dzieckowi względny komfort przemieszczania się na dłuższych dystansach, natomiast matce i ojcu zaoszczędzający sił i nie powodujący wydłużania się ich kończyn górnych, pod wpływem nieustannego dźwigania potomka nieletniego o wadze około 20 kilogramów (a szczerze mówiąc, miałam całkiem realne wrażenie, że moje ręce stają się z dnia na dzień dłuższe, zupełnie nie proporcjonalnie do tułowia i pozostałych połączonych z nim członków).

(Nieco nie wyraźne, jednakże doskonale oddające obraz poprawiającego się samopoczucia bohatera)

Powoli wychodzimy na tak zwaną "prostą". Młodszak uwolniony z gipsu, przemieszcza się już co nie co swobodniej, powłócząc jeszcze dość niepewnie kończyną pozbawioną usztywnienia, jednakże nadal jesteśmy uziemieni domowo, bowiem nieletni nie nadaje się jeszcze do swobodnego uczęszczania do placówki i nadal ogarniamy jego jestestwo w czterech ścianach. Jednakże młodzieniec nasz, niemalże czteroletni, wykazuje ogromne chęci i siły do samodzielnego chodzenia, więc mam nadzieję, że już wkrótce dołączy do swoich przedszkolnych przyjaciół, do których ogromnie tęskni, bo jakimiż  że towarzystwem może być dla niego nawet najlepsza matka, ojciec, babcia, dziadek czy nawet starszy brat... wyraźnie widać potrzebę kontaktu rówieśniczego, co mam nadzieję nastąpi już wkrótce :)

niedziela, 12 maja 2013

12 maja I Komunia...

Aby nie pominąć i nie pozostawić bez śladu, pragnę odnotować tutaj, że moja ukochana bratanica 12 maja tego roku, przystąpiła do swojej I Komunii świętej i my (ja, Małż i moja urocza Szarańcza) towarzyszyliśmy jej w tym uroczystym dniu, na co mam dowód w postaci zdjęć...


sobota, 11 maja 2013

Star wars i lego, czyli połączenie idealne...

Pewnie każda matka chłopca w wieku 4 lat (prawie) i/lub 8 (też prawie) wie o tym, że połączenie klocków lego i różnych, nawet kultowych w niektórych kręgach historii, może wywołać euforię i radość na twarzach potomnych, nie wspominając o chęci udziału w zabawie na tyle intensywnej, że nie przeszkodzi w niej nawet zagipsowana kończyna (o tym będzie w innym poście). W mojej okolicy odbywał się "festyn" pod hasłem "lego star wars" i ja w niej dzielnie uczestniczyłam, gdyż zobowiązałam się do tego przed moimi potomnymi. Oni byli szczęśliwi, ja umęczona, jednakże czego się nie robi, żeby małe gęby się uśmiechały szeroko... ja mogę nawet przeżyć intensywny dzień z gwiezdnymi wojnami :)