poniedziałek, 29 października 2012

Moje letnie "jesienne" chłopaki...

Uwielbiam zdjęcia moich dzieci i choć mogłabym mieć ich tysiące to pewnie nadal bym uważała, że jest ich za mało. Niestety nie mam zbyt sprawnego oka w tym kierunku (no tak zdarza mi się czasami wykonać jakąś fajną fotkę ale raczej to przypadek niż reguła i zazwyczaj fotografie w moim wykonaniu są jedynie poprawne a nie wyjątkowe), aparat fot. też nie jest spełnieniem marzeń ale na szczęście po wszelkich trudach i znojach jakie zdążyłam mu zafundować nadal jest sprawny i funkcjonuje odpowiednio do swoich i moich możliwości ale mam to szczęście, że posiadam w gronie swoich przyjaciół ludzi z pasją, wyobraźnią i chęciami, i w ten o to sposób mogę uczestniczyć w magicznych sesjach zdjęciowych, których bohaterami jest moja Szarańcza i przyglądać się jak ciocia M. zatrzymuje w swoim obiektywie rzeczywistość (i jak zwykle z tego miejsca pragnę Jej serdecznie podziękować za poświęcony nam czas, pomysły, chęci i pracę a Was, wszystkich zainteresowanych uwiecznieniem własnych pociech szczerze mogę zachęcić do zaglądania na strony Jej bloga, kontaktu i korzystania z umiejętności). Oto efekty pracy, które powstały szybko, sprawnie, nie daleko od własnego i ciotkowego domostwa i cieszą obecnie oczy tak bardzo, że nie jestem wstanie wybrać tego "naj" i zdecydować się na oprawienie go w ramkę.











  





  













wtorek, 23 października 2012

Dzień Edukacji Narodowej...

Październik był w mym domu miesiącem intensywnym, zabieganym, pracująco-wypoczywającym, podczas którego starałam się odpędzić od domostwa i domowników choroby wszelakie, co by przy takiej a nie innej pogodzie, nie zamieszkały u nas (i nawet jakoś się udało uchronić Szarańczę, Małża i mnie osobiście przed gorszymi zarazami niźli katar). Miesiąc ten był wyjątkowy również z tego względu, że potomność po raz pierwszy doświadczyła tzw. Dnia Nauczyciela, szczególnie odnosi się to egzemplarza starszego, gdyż po raz pierwszy doświadczał tego dnia w szkolnych murach.   

Dzieć Młodszy ruszył do placówki uzbrojony w wielkie pudło pralin, dzieć Starszy przyłączył się do współtowarzyszy klasowych i obdarował swoje nauczycielki miłym dla oka i praktycznym w szkolnictwie prezentem. Uczestniczył w uroczystym apelu a później okupował swój własny pokój domowy, bowiem dnia tego lekcje się nie odbyły. Było wręczanie kwiatków i prezentów dla nielicznego jeszcze ( na szczęście dla rodzicielskich kieszeni) grona pedagogicznego, w którym prym wiódł nie kto inny jak mój Starszak, były konkursy w których brał udział i jak widać chętnie zgłaszał się do wszelakich form aktywności...




A tu dzisiaj ku potomności, na wieczną pamiątkę, pierwszy upominek edukacyjny...

poniedziałek, 22 października 2012

Dla osłody...

O prawdziwych przyjaciół nie łatwo dlatego szanuję, wspieram i najzwyczajniej w życiu lubię. I aby osłodzić smutki potrafię się "rzucić" się na coś takiego, pomimo braku jakiego kolwiek talentu kulinarno-cukierniczego. I wiecie co? Było ładne i smaczne :)




niedziela, 21 października 2012

W telewizji...

Zniknęłam ale tylko dla tego, że pogoda rozpieszcza nas niemiłosiernie, więc nie przebywamy w domu zbyt często, pochłonięci wykorzystywaniem wiosenno-letniej aury bywamy więcej "na łonie", stąd też wpisów mniej i obecności mojej w ogóle. Ale muszę uzupełnić pewne braki bo mi się chronologia całkowicie poplącze.

Jak już wcześniej pisałam moje Starsze dziecię "poszło" do szkoły. Co się łączy z rozpoczęciem roku szkolnego poprzez siedmiolatka? A no z pierwszymi zadaniami domowymi, pierwszymi zgubionymi przedmiotami mniej lub bardziej cennymi (raz pada na bluzę z kapturem, raz na strój gimnastyczny, raz na piórniki, których dziecię posiada sztuk dwa i z oboma codziennie maszeruje do placówki, a czasem nawet na pierwszy, mocno osobisty dokument, jaki stanowi legitymacja szkolna, która zdołała zniknąć już dwukrotnie i po dwukrotnym, "cudownym" odnalezieniu zasiadła w specjalnej kieszonce plecakowej (aż do ponownego zniknięcia zapewne:)) i z pierwszymi wyjściami klasowymi. W poprzednim poście opisałam wyjście do teatru lalkowego, tym razem padło na regionalny oddział telewizji polskiej. Tym razem "błysnął" Małż, nie dość, że zorganizował wyjście dla całej klasy Starszaka, współtowarzyszył w owym wyjściu to nawet uwiecznił co nie co aparatem, więc mogę się z Wami podzielić nawet obrazem z tego wydarzenia.



sobota, 6 października 2012

Kopciuszek...

Starszy Dzieć rozpoczął edukację kulturalną od szkolnego wyjścia do teatru lalek "Pleciuga". Miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w owym wyjściu jako tzw. mama opiekująca się i pomagająca wychowawczyni w doprowadzeniu i odprowadzeniu nieletniej szarańczy do placówki kulturalnej i na powrót do szkoły. Dzień można zaliczyć do bardzo udanych, klasa spisała się na medal, dzieciaki były grzeczne, posłuszne i mocno zorganizowane, obyło się bez przepychanek, nieodpowiednich zachowań, podczas przedstawienia z zaangażowaniem oglądali, przebywając na właściwych miejscach, co znacznie ułatwiło opiekę nad liczną gromadką (25 siedmiolatków). Cieszę się, że mój Starszy syn tak łatwo zaaklimatyzował się w nowej grupie, poznał nowych kolegów i z radością co rano rusza do szkoły albo nawet w inne miejsce, byle ze szkolnymi kolegami :)





A na koniec jeszcze pamiątkowe zdjęcie przed fantastyczną fontanną i tylko trzeba było pilnować większości co by powrócili do domu w niezmoczonej garderobie, bo zapędy były nie lada żeby nie tylko zobaczyć wodne zjawiska a doświadczyć ich organoleptycznie.