poniedziałek, 26 sierpnia 2013

...

Smutny dziś dzień, skończyła się pewna epoka... spokój, zdrowie, rodzina to wartości, które są najważniejsze. Teraz trzeba tylko dotrwać do poniedziałku, "przetrzymać" pogrzeb, a później (podobno) już będzie łatwiej...

Miało być "wakacyjnie", na razie na pewno nie będzie...

niedziela, 25 sierpnia 2013

Planszówka...

Pourodzinowa wyprawa pełna była różnych wspaniałych przygód,  które opisze innym razem, teraz wrzucę tylko kilka zdjęć. Stara, dobra gra planszowa w nowocześniejszym, dziecinnym wydaniu... i nawet zła pogoda (która na szczęście była w innych zakątkach kraju) czy niespodziewana "nuda" nie straszna :) 







sobota, 17 sierpnia 2013

Młodszak...? Już coraz mniej...

Co raz mniej w nim tego malutkiego chłopca, który pojawił się w naszym życiu 4 lata temu, co raz mniej delikatności Dzidziucha a co raz więcej indywidualności, siły, własnego zdania. Z każdym krokiem i spojrzeniem jest starszy, mądrzejszy... Rośnie nam wspaniały młody człowiek, póki co tak mocno od nas zależny a jednocześnie z tak mocno zaznaczoną potrzebą samodzielności. Od jego narodzin po dziś dzień zastanawiam się jakim cudownym zrządzeniem losu to właśnie on trafił do nas a my do niego... Od 4 lat mam dwóch synów i od 4 lat niezmiennie rozkochują mnie w sobie codziennie. I to nic, że ostatnie dni przeplatają się nam śmiechem i łzami, spokojem i histeriami, radością i nerwami... Zmienność mojego Młodszego syna jest dla mnie tak samo wyjątkowa jak on sam. Najlepszego Chłopczyku, nie zmieniaj się Kudłatku :)  



 Z rodzicami Chrzestnymi :)
Domowej "roboty" piniata!!! Tak nie wiele potrzeba do szczęścia :)




niedziela, 11 sierpnia 2013

Pyromagic 2013

Bezcenne 90 minut z dziećmi i Małżem przypłaciłam silnym bólem głowy, czy było warto? Dla ich uśmiechów... oczywiście :) Wyszłam z domu na 2 godziny i trafiłam na zwycięski pokaz pirotechniczny. Mam nadzieję, że na przyszłorocznych pokazach będę w lepszej formie fizycznej i psychicznej. Tym czasem zostawiam kilka zdjęć na pamiątkę i idę (to za mocno powiedziane, za bardzo "pionowe" stwierdzenie) chorować.









sobota, 10 sierpnia 2013

Trzy dni wycięte z życia...

Nigdy, do tych czas, nie przyszłoby mi do głowy, że ból może być tak dotkliwy, nieustępujący, nieprzerwany i okrutny. Kiedy to żadne, dostępne bez recepty, leki nie przynoszą nawet sekundy ulgi i wytchnienia, a organizm reaguje nie przewidywalnie i zaskakująco. Kiedy nie mogę zapanować nad własnymi odruchami, najmniejszy dźwięk sprawia uczucie kłucia tysięcy bezlitosnych szpilek, kiedy słowa, które w miarę logicznie układają się w głowie w zdania, ni jak nie chcą opuścić mojej paszczy, która przestała się "na chwile" komunikować z mózgownicą. Kiedy, podczas zwykłych, codziennych czynności, nie możesz w pełni polegać na swoich kończynach, a najprostsza czynność, jak na przykład wykonanie własnego podpisu, jest niemalże nie możliwe i jest żywym dowodem na to, że dzieje się coś złego. I nagle cały świat przewraca się do góry nogami, trzeba szukać pomocy, łykać specjalistyczne leki, a inne chować w łatwo (dla siebie) dostępnym miejscu, w razie nawrotu objawów. Neurolog wyklucza najgorsze jednocześnie potwierdzając przypuszczenia, uspakaja, że doznania są niestety normą (!!!) w tej odmianie choroby. W większym spokoju czekam na termin dodatkowych badań (czekał ktoś kiedyś na tomograf?), odpoczywam, koncentruję się, próbuję... pisanie nie jest już takie trudne, choć nadal mocno wymagające... ten tekst pisałam prawie godzinę :) Jest już lepiej...

wtorek, 6 sierpnia 2013

Różowa sukienka...

Mam czasem takie dni, że marzy mi się żeby w moim mocno męskim życiu zjawiła się jakaś mała dziewczynka. Przeglądałam zdjęcia sprzed kilku lat, kiedy to w naszym domu pojawił się Młodszak i zatęskniło mi się za takim małym, pachnącym, Dzidziuchowym ciałkiem. Czy mój instynkt macierzyński musi się odzywać cyklicznie co cztery lata? Starszak ma 8, Młodszak ma 4, a teraz śni mi się kolejne :) Jest to jednak takie nieosiągalne, wyimaginowane marzenie, że sama się z siebie śmieję. Na szczęście mam przyjaciółki, matki dziewczynek, one i ich córki zaspakajają moją potrzebę żeńskiego pierwiastka w męskim, domowym towarzystwie. Mam też swoją własną, osobistą bratanicę, dzięki niej mogę, choć po części, spełnić potrzebę kupowania dziewczęcych ubranek :) I zawsze kiedy wybieram w sklepach garderobę męską w trzech, jeszcze, różnych rozmiarach (tak, Małżowi też zawsze coś wypatrzę), jednym okiem łypię w kierunku działu damsko-nieletniego i staram się "upolować" coś zupełnie innego, niż zazwyczaj. Ostatnio trafiła mi się ONA... różowa sukienka, ach mogłabym kupować takie rzeczy częściej :) a wcale nie jestem fanką słodkiego różu na siłę lansowanego jako kolor małoletnich panienek, nie mam nic przeciwko szarościom, zieleniom a nawet czerniom (w odpowiednich proporcjach)... ten brudny róż mnie zachwycił i mam nadzieję, że obdarowaną zachwyci tak samo.    

niedziela, 4 sierpnia 2013

The Tall Ships Races 2013

Mam to szczęście, że mieszkam w pięknym mieście... mieście, które przez wielu jest niestety mylnie, mocno łączone z morzem (choć do morza brakuje nam jakieś 100 km), czasami nawet na ulicach znajdą się jacyś zagubieni turyści, którzy tramwajem chcą trafić wprost na piaszczystą plażę (autentyczne!). Miasto owo jest jednak jak najbardziej związane z wodą, morskimi wyprawami i opowieściami, z rzekami, jeziorami i innymi akwenami, jest w nim nabrzeże, port, stocznia (a raczej wspomnienie po jej świetności), wielu marynarzy, odpowiednia szkoła z mianem Akademii i na prawdę mocne "zaplecze" marynistyczne (nawet mój własny, osobisty Starszak należy do szkolnego koła morskiego i dzielnie uczestniczy w nauce o wodnym żywiole). Miasto zyskało sławę na świecie, ściąga do siebie wilków morskich z najdalszych zakątków świata a my jako mieszkańcy po raz kolejny możemy uczestniczyć w nadmorskiej fieście, która z morza przenosi się do centrum metropolii. Finał międzynarodowych regat jest okazją do zwiedzania, oglądania, świętowania... głośnego, kolorowego, wystrzałowego. Chociaż tym razem nie mam zdjęć z nocnych fajerwerków nie narzekam, bo za tydzień w moim cudownym mieście kolejny finał, tym razem zawodów pirotechnicznych... to dopiero będzie korowód kolorowych wybuchów.  

A to kilka obrazków na pamiątkę :)