wtorek, 6 sierpnia 2013

Różowa sukienka...

Mam czasem takie dni, że marzy mi się żeby w moim mocno męskim życiu zjawiła się jakaś mała dziewczynka. Przeglądałam zdjęcia sprzed kilku lat, kiedy to w naszym domu pojawił się Młodszak i zatęskniło mi się za takim małym, pachnącym, Dzidziuchowym ciałkiem. Czy mój instynkt macierzyński musi się odzywać cyklicznie co cztery lata? Starszak ma 8, Młodszak ma 4, a teraz śni mi się kolejne :) Jest to jednak takie nieosiągalne, wyimaginowane marzenie, że sama się z siebie śmieję. Na szczęście mam przyjaciółki, matki dziewczynek, one i ich córki zaspakajają moją potrzebę żeńskiego pierwiastka w męskim, domowym towarzystwie. Mam też swoją własną, osobistą bratanicę, dzięki niej mogę, choć po części, spełnić potrzebę kupowania dziewczęcych ubranek :) I zawsze kiedy wybieram w sklepach garderobę męską w trzech, jeszcze, różnych rozmiarach (tak, Małżowi też zawsze coś wypatrzę), jednym okiem łypię w kierunku działu damsko-nieletniego i staram się "upolować" coś zupełnie innego, niż zazwyczaj. Ostatnio trafiła mi się ONA... różowa sukienka, ach mogłabym kupować takie rzeczy częściej :) a wcale nie jestem fanką słodkiego różu na siłę lansowanego jako kolor małoletnich panienek, nie mam nic przeciwko szarościom, zieleniom a nawet czerniom (w odpowiednich proporcjach)... ten brudny róż mnie zachwycił i mam nadzieję, że obdarowaną zachwyci tak samo.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz