sobota, 27 kwietnia 2013

Bary...mój pies...

Odszedł... cicho, spokojnie, na zawsze... Był ze mną trzynaście lat... Na własnych rękach przyniosłam go do domu. Przywiązałam się do niego tak jak można przywiązać się do najukochańszego przyjaciela, z którym przemierza się ścieżki wspólnego życia. Jego obecność w moim życiu była wyśniona, wymarzona, idealna... Był ze mną w szczęściu i w smutku. Pozostał w domu rodzinnym, ale nadal był przyjacielem. Mokrym nosem szurał po główkach moich świeżo narodzonych dzieci, tarzał się z nimi raczkującymi po podłodze, ganiał za badylami i cudownie grzecznie chodził z nimi na "uwięzi"...

Już nigdy więcej nie przywita mnie w domu rodziców swym radosnym, głośnym szczekaniem, już nie "poskarży" się w swój wyjątkowy, niepowtarzalny sposób, nie potarmosi pyskiem po kolanach, nie da podrapać za uchem i po brzuchu.

Żegnaj przyjacielu, mam nadzieję, że teraz jest ci lepiej... że już nic cię nie boli, biegaj sobie do woli kochany, w sercach zostaniesz na zawsze.


niedziela, 14 kwietnia 2013

Wiosna, wiosna...

...wiosna, ach to TY! Mam nadzieję, że nie zapeszę i za kilka dni nie zarządzi odwrotu ale dzisiaj JEST! Przyszła ze słońcem, bezchmurnym niebem i dywanem krokusów (choć ten podobno rozwinął się już jakiś czas temu ale dzisiaj, w promieniach słonecznych wyglądał cudownie). Były lekkie kurtki, lekkie buty i lody. Tak, czekałam na ten czas... 



niedziela, 7 kwietnia 2013

Taki mały strach...

Aż strach się bać :) Słoneczko wychyliło się zza chmurek a temperatura osiągnęła zawrotny poziom 7st (!!!) i jakoś tak łatwiej człowiekowi na duszy. I mimo, że niedziela w pracy, i mimo, że dzień z dala od Szarańczy i Małża to jednak tak szybciej mijał, choć w warunkach służbowych. Radośniej mi jakoś... łatwiej podejmować wyzwania dnia codziennego, kiedy wokół jaśniej. I tylko z tyłu głowy taki mały straszek szepcze "to jeszcze nie ten czas, nie to na co czekasz, to nie wiosna" i aż strach się bać, że ma on rację, bo ja już dłużej nie chcę czekać.