czwartek, 25 lutego 2016

NUDA...

Pokonuję codziennie swój mały, osobisty Everest, szukając pomysłu na obiad dla Małża i Potomności :) Leczenie i rekonwalescencja trwa nadal a powrót do pracy ponownie się oddalił, choć myślałam, że moja droga "pod górkę" chyli się ku końcowi a tu taka niespodzianka...na kontrolnej wizycie u "ulubionego" Doktorka dowiedziałam się, że nie jest tak dobrze jak myślałam (zaklinałam rzeczywistość?) i cóż...leczę się dalej :) Spędzając samotne godziny w domu, kiedy to Potomni są w placówce a Małż oddaje się obowiązkom zawodowym, planowanie posiłków to jedne z niewielu rzeczy, które mnie zajmują...no cóż, nie pozostaje mi nic innego, po sprzątaniu, prasowaniu, odkurzaniu, wycieraniu kurzu, gotuję, smażę, piekę...a i tak w ostatecznym rozrachunku najlepsza jest klasyczna pomidorowa :) Podążając więc za "kuchenną" reklamą w tv, pomimo usilnych prób zamieszkała ze mną NUDA :) Dobrze, że moi mężczyźni nie są kulinarnie wybredni i przyjmą wszystko co ciepłe i dużo. I tylko tę kuchenną nudę przeganiam kompozycjami kwiatowo-świeczkowymi, żeby mi jakoś te domowe dni się nie dłużyły, a w głowie co raz bardziej i dokładniej projektuję ozdoby wielkanocne, które już za chwilę "wyczaruję".  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz