wtorek, 2 lutego 2016

Jak nie oszaleć w pustym domu...

Włączam TV na kanał muzyczny żeby zagłuszyć ciszę...ogarnia mnie zewsząd, wychodzi z zakamarków całego mieszkania "dziobiąc" bezlitośnie uszy. I niby miało tak być, miałam odpocząć od Małoletnich, przeżywać rekonwalescencję w spokoju, bez konieczności niepotrzebnego wstawania ale tak jakoś mi pusto... Psica nie przytula się łapczywie, licząc na każdy gest czułości, Chłopcy nie wciągają w swoje budowle, rysunki, "przepychanki" i wszystko to co w codziennym zabieganiu przeszkadza teraz wydaje się tak odległe...tak bardzo, że rzuciłam się z namiętnością na ich pokój, przywracając mu blask, chociaż na krótki moment ich niebytności :) Przekopałam się przez górę klocków L, odkryłam nieznane lądy zapomnianych przedmiotów, które już dawno zostały uznane za stracone, przetarłam szlaki w zakurzonych czeluściach hodowanych już sama nie wiem od kiedy, przekopałam się przez sterty makulatury, która szczęśliwie zasili powiększający się z dnia na dzień jej zbiór do szkoły, ułożyłam książeczki zgodnie z rozmiarem, rodzajem...ach, tak jak po prostu lubię :) Na jutro pozostała mi jedynie zmiana pościeli. I tylko zastanawia mnie czy nie odczuję jutro tego sentymentalnego sprzątania? Czy mój rozleniwiony, ostatnimi czasy, organizm nie odezwie się głosem surowego rodzica "a nie mówiłem!". Powoli dochodzę do siebie i tej nudy po leżeniu i leczeniu rzuciłam się w wir porządków żeby nie myśleć o tym co mnie wkrótce czeka...o kontroli u lekarza...co ma być to będzie, a tym czasem zagospodarowuję niespodziankowy prezent od Małża, przywieziony z jednego z wielu wyjazdów służbowych, i zachwycam się efektem w świetle dnia i wieczora :)  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz