piątek, 12 lipca 2013

A może nad morze?

Gdybym miała być konsekwentna w nadawaniu tytułów swojej blogowej "tfurczości" to dzisiaj musiało by być "O wężach"... bowiem i ja, i Małż zrzucamy skórę :) Przypiekliśmy się znacznie przy okazji niedzielnego wypadu nad morze ale cóż, raz nie zawsze. Najlepsze, że Małż miał wczoraj zabieg chirurgiczny i jak tylko rozebrał się w gabinecie, dostał "mały" opiernicz od lekarza za kolor swojej skóry, jeśli cała nie zejdzie to być może zdąży się zmienić z malinowo-czerwonego w okolice brązu... byłoby miło :) Dla mnie na razie szlaban na koszulki z odkrytymi plecami, bo pomimo akcji z pillingiem i intensywnym nawilżaniem między łopatkami pojawiły się jaśniejsze "plamy"... no cóż - lato! Ale ja je uwielbiam, nawet kosztem takich "atrakcji" jakie są obecnie moim udziałem :)

Nad wodę wybraliśmy się całkowicie spontanicznie, bez wstępnego ustalenia dokąd zmierzamy, jedynym co było wiadome to miejsce które mieliśmy ominąć (najbliższy kurort, Międzyzdroje, zamienił się bowiem w nadmorską stolicę gwiazd, a my nie mieliśmy ochoty na spotkanie z tłumem), wsiedliśmy w auto, zapakowaliśmy prowiant, koce... i ruszyliśmy :) W owej wyprawie w nieznane towarzyszyła nam młodsza siostra Małża, małoletni przespali większą część drogi a upał nie zdążył nam jeszcze dokuczyć, kiedy dotarliśmy do celu. Tym razem okazał się nim Rewal... i tu całkowite zaskoczenie, totalna zmiana na + jaki odnotowała miejscowość od ostatnich odwiedzin, zadbana, czysta, plaża z dostępem do toalet i wypożyczalni sprzętu, przestrzeń, miejsce, w miarę czysta i ciepła woda, wspaniałe miejsce do spacerów z atrakcjami dla mniejszych i większych... nasza wyprawa okazała się naprawdę udana (i nawet w drodze powrotnej udało nam się uniknąć korków, chociaż niektórzy kierowcy dosyć mocno zwalniali, gwałtownie hamowali i zatrzymywali się niebezpiecznie stwarzając zagrożenie dla innych uczestników ruchu, aby nabyć u przydrożnych handlarzy jagody, kurki tudzież jakiś inny miód) i udała nam się szybko i bezpiecznie powrócić do domu. Na koniec kilka obrazków... ku pamięci.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz