piątek, 22 października 2010

Żółwik Sammy...i burak :)

Dzisiejsze popołudnie należało do mnie, Starszaka i jego przedszkolnego przyjaciela K. Korzystając z uprzejmości i wyrażonej już wcześniej chęci wielkiej, opieki nad moim młodszym małoletnim mamy rzeczonego K. "pozbyłam" się mniejszego dziecięcia i mogłam ten czas spędzić ze starszym Synkiem, co z przyczyn czysto organizacyjnych nie zdarza nam się zbyt często, odkąd Tata przebywa więcej w "swoim" domu niż w Naszym. Ale dzisiaj, zrobiliśmy sobie prawdziwe święto... było kino, a w nim obowiązkowy popcorn i cola (nie dostępna na co dzień słodka używka :)), dziecięcy przyjaciel przy boku i bajka, która z humorem traktuje poważne tematy...

Historia małego żółwika, który poszukuje miłości, poznaje przyjaźń, odważnie zwiedza świat... Obok pięknego, podwodnego świata, "występują" tematy ekologiczne (zanieczyszczenie oceanu ropą, zagrażające wodnym zwierzętom, wszędobylskie śmieci), dzieciaczki mogą poznać różne gatunki zwierząt, ich obyczaje a także to jak ważne w życiu są uczucia, prawda i przywiązanie... Cała opowieść okraszona świetną muzyką (Starszak :"mamo, niezła muza co nie?"), fajnym dubbingiem, no i oczywiście, co najważniejsze dla najmłodszych, piękna animacja w niesamowitych kolorach... Podobno jest również wersja 3D tej bajki (my byliśmy na tej tradycyjnej, żeby nie powiedzieć na tej "normalnej" bo to politycznie nie poprawne) i myślę, że zapewnia "oglądaczom" niesamowite doznania, chociaż my też nie możemy niczego żałować... było świetnie! Tak dawno nie spędziliśmy czasu we dwójkę bez Dzidziucha, to było wyjątkowe i takie trochę nierealne :) Magiczny czas...

Acha, a Dzidziuch... był uroczy (on to potrafi, jak nikt), jadł elegancko i we wszystkich dostarczanych mu ilościach, nie płakał, nie marudził (takie przy najmniej mam informacje od naszej, wspaniałej opiekunki, w co jestem skłonna uwieżyć znając moje Maleństwo :)) i nie tęsknił za mną specjalnie (no cóż... ), bawił się, poznawał otoczenie, dawał przytulać... po prostu był SOBĄ.

Fajnie tak spędzić choć jeden dzień zupełnie inaczej niż zwykle, na spokojnie, bez pośpiechu pobyć w innej "konfiguracji" osobowej, pobyć ze Starszym, przecież tak naprawdę wciąż jeszcze małym, mieć wolną rękę dla jego dłoni, być wolną na chwilę od pieluch, zabawek, butelek... bo fajnie być Mamą, szczególnie jak można być "na wyłączność" dla tego, który tej wyłączności dawno nie miał...

Więc jeszcze raz gorąco, dziękuję Ci ciociu J. i z opiekę, i za te wszystkie wspaniałe słowa, które usłyszałam o własnym dziecięciu po powrocie z kina, bo to, że moje Maleństwo jest cudowne wiedziałam i nie wątpiłam (każda mama czuje przecież to samo) jednakże świadomość płynąca z matczynego serca a werbalizacja tego samego, wychodząca od innej osoby, to ogromny komplement :)
No i na koniec, coś czym zaskoczył mnie mój Starszaczek, po wyjściu z przedszkola, i wzbudził we mnie refleksję, nad tym jak płytcy potrafimy być my, dorośli, jak łatwo ulegamy stereotypom i jakie szczęście, że nasze dzieci są, póki co, od nich wolne... Na koniec więc, nasz niedawny dialog:
S: Mamo, jestem Burakiem!!! ( wielki uśmiech),
Ja: Słucham, kochanie?
S: Mamo, no po prostu jestem Burakiem.
Ja: Tak? A kto tak powiedział (i okropna myśl na temat nie wychowanych dzieciaków, które obrażają innych),
S: Nikt tak nie powiedział! Ja po prostu Burakiem jestem w przedstawieniu!
Ja: :)!?
No cóż okazałam się płytka, pomyślałam niewybrednym, potocznym schematem, naśmiałam się później z tej mojej ignorancji i z Jego beztroski. Fajnie być dzieckiem, a dzisiaj, w kinie... też znów, przez chwilę nim byłam...

1 komentarz: