poniedziałek, 4 października 2010

Dziwna jestem...

Dzidziuch w sierpniu skończył roczek, o tym już było, natomiast nie napisałam nic o szczegółach. To były trochę nietypowe urodziny... bez tortu, świeczek, rodzinnego zamieszania i tak zwanych "typowych" wróżb urodzinowych ( czy u Was w domach też daje się dzieciom do wyboru różne przedmioty, które maja symbolizować jego przyszłość? Niegroźna "głupotka" ale jak się okazuje można przeżyć urodziny dziecka bez tej całej zwariowanej otoczki )...były trochę inne a zarazem bardzo rodzinne (bo z Tatą, którego nie ma z nami na co dzień :( ) miłe, sympatyczne i nie zapomniane... Był "chodzik - jeździk" dla Dzidziucha, pływający wieloryb z maleństwem od dziadków, praktyczne przedmioty użytku codziennego (buciki, kapcie, sweterek) od Babuni (mojej Babuni, nie Dzidziucha, dla niego to już Pra...) no i cudowny w swej użyteczności, niezwykły w swej pomocności wspólny dar od rodziców chrzestnych (dziękujemy przy okazji z tego miejsca cioci O. lub A. - jak wolisz :) i wujkowi A.), który dotarł do nas z pewnym opóźnieniem (z mojej winy oczywiście), gdyż Ci rzeczeni już drudzy rodzice Dzidziucha zrobili tak zwaną "zrzutę" i moim zadaniem było sprawdzić, wybrać i nabyć... No i tu pojawił się "mały", dla mnie niezwykle śmieszny problem... Znalazłam, przesiedziałam kilka wieczorów przy komputerze, poszukiwałam różnych opinii, funkcji, opcji kolorystycznych, internet stał się na kilka dłuższych chwil źródłem wiedzy i miejscem ostatecznego wyboru przedmiotu codziennego użytku jakim jest dla Dzidziucha krzesełko do karmienia. Wybór padł na jedną z wielu firm, nie koniecznie znanych i bardzo drogich, spodobał mi się kolor, niekoniecznie taki typowy, dziecięcy... taki trochę inny, taki nasz... Ładny, jasno - brązowy, z siedziskiem w delikatne brązowe, beżowe, białe i niebieskie paseczki... dla mnie niemalże ideał, w mojej ulubionej estetyce kolorystycznej. Jednak był mały problem... blat krzesełka, w zamyśle producenta, też miał być brązowy. Uznałam, że "co za dużo, to nie zdrowo" i dobrze by było jakoś rozjaśnić ten komplet (przyznaję bez bicia, że kierowałam się nie tylko względem estetycznym, przeważył chyba ten praktyczny, bo przecież na ciemnym kolorze łatwiej zauważyć wszelkie zabrudzenia, a o te na pewno nie będzie ciężko), najpierw wysłałam do "allegrowego wystawcy" maila z pytaniem o możliwość zmiany koloru, a po pozytywnej odpowiedzi zadzwoniłam do owego pana A. i poprosiłam o krzesełko z NIEBIESKIM blatem, na co pan A. na chwilę zaniemówił, poprzemieszczał się po magazynie aby "dopasować" oba przedmioty w wymyślonej przeze mnie konfiguracji kolorystycznej, po czym zmieszany westchnął do słuchawki : "oczywiście, wyślemy do pani taki ale tak naprawdę, na moje oko nie wygląda to dobrze, tak jakoś dziwnie się komponuje..." stłumiłam śmiech i szczerze odpowiedziałam: "niech się pan nie martwi, przysyłajcie taki... ja po prostu taka trochę DZIWNA jestem"... Ach jak ja się tego dnia naśmiałam... I chyba rzeczywiście, jakaś dziwna jestem, bo bardzo lubię połączenie brązu (i beżu) z niebieskim (czy nawet turkusowym) i mam nawet "zrobiony" cały, swój niewielki salonik w tych barwach. Krzesełko pasuje więc idealnie do wystroju wnętrz a ja ni jak nie mogę (a patrzę z każdej strony, w różnym oświetleniu i różnych perspektywach) uchwycić tej "dziwności"... dla mnie jest najnormalniej na świecie... wygląda tak jakby zawsze tak miało być... no cóż... żeby się nie powtarzać... ja po prostu jestem inna i już... no cóż, tak bywa ale dobrze mi z tym i nie zamierzam nic w tej kwestii zmieniać :)
A krzesełko prezentuje się tak (dla mnie "bomba"):


A o to szczęśliwy użytkownik, w krzesełku i na tle moich "dziwnych" ścian:


Wygodnie nam teraz co nie miara, posiłki w krzesełku to wygoda dla mamy i Brzdąca, młody osobnik już wie, że to nie pora na zabawę, bieganie po domu, czy inne tam takie, siada grzecznie i wcina a jeszcze trochę i wspaniały ten przedmiot pozwoli nam wszystkim zasiąść przy stole i wspólnie zjeść posiłek (na razie jemy na raty, bo mama musi najpierw nakarmić małą Stonkę a później, ewentualnie jak się uda i nikt nie będzie do jej talerza wyciągać małych łapek i głośno oznajmiać w swoim języku "daj jeszcze", sama dokonuje konsumpcji) bo Maluszek zaczął samodzielnie oswajać sztućce a Starszak, posiadł tę sztukę już dawno, dlatego też już powoli się cieszę na te wspólne, samodzielnie zjadane posiłki...

Żeby dopełnić tematu krzesełka, muszę jeszcze ujawnić dwa przedmioty wywołujące na twarzy Dzidziucha radość, a jednocześnie będące miejscami służącymi zarówno do zabawy jak i do nauki. Oprócz tego, że na opisanym i przedstawionym już wyżej krzesełku "karmionku" można siedzieć nie tylko przy posiłkach ale i np.: przy układaniu klocków, rysowaniu (jeszcze nie, ale już wkrótce na pewno) i wszelkich innych zabawach "nasiadowych", jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami "krzesełka uczydełka" znanej firmy zabawkowej (wspaniały spadek po Starszaku) oraz zabawnego krzesełka "chowaczka" z Ikei (której hasło reklamowe według starszego dziecięcia brzmi "...I TY tu RZĄDZISZ", czego konsekwentnie się trzyma zasiadając na swoim czerwono - pomarańczowym tronie i pozbawiając tej możliwości Młodszaka) z których ochoczo korzysta Dzidziuch, szczególnie pod przedszkolną nieobecność Starszaka (mowa tu przede wszystkim o tym ostatnim okazie), więc możliwości "siedzeniowe" dla nieletnich są w domu mym ogromne... z czego wynika nieopisana wręcz radość... a przecież niczego więcej ani mnie, ani moim chłopakom nie trzeba. Na zdjęciach wersja "jednodzieckowa" ale "trzykrzesełkowa"...:)

A na koniec, jak wisienka na torcie, Maleńki w odsłonie "a ku - ku", gdyż i taką funkcję w obrotowym tronie Przedszkolaka można odkryć... i nic więcej do zabawy nie trzeba. On, fotelik i mama, która będzie odsłaniać lub przywoływać "znikniętego" do "znalezienia". Wspaniały wspólny czas. No dobra, a teraz zmykamy na spacer... trzeba korzystać z piękna jesieni, bo przecież nie wiemy jak długo ono potrwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz