poniedziałek, 31 października 2011
Dyniowe strachy...
wtorek, 25 października 2011
Starszak oficjalnie jest starszakiem...
Są tu nasze drogie Panie
Już od dzisiaj przyżekamy
Że przedszkole pokochamy
Co dzień bawić się będziemy
I jedzonko ładnie zjemy
I uśmiechem przywitamy
Przychodzące po nas Mamy"
czwartek, 20 października 2011
Polska - moja ojczyzna...

Kilka dni temu przed wejściem do przedszkolnej sali mojego Starszaczka czekała na mnie "notka" informacyjna o konkursie plastycznym, w którym, oczywiście, postanowiliśmy wziąć udział (w ostatnim takowym wygraliśmy łakocie, więc motywację mamy niesamowitą :p) ale z braku czasu jakoś tak nam się odkładało wykonanie "patriotycznego projektu" aż dzisiaj dopadł nas termin "ostateczny", więc na dobre zabraliśmy się do pracy. Techniką "wielce mieszaną" (wyrywanki, wyklejanki, papier kolorowy, papier "naklejkowy", kredki, pisaki, plastelina, nożyczki, kleje a nawet pamiątkowa, wakacyjna pocztówka z nadmorskim piaskiem zamkniętym w przezroczystym pudełku) stworzyliśmy mapę Polski z wyraźnie zaznaczonym pasmem górskim, dwiema ważnymi rzekami (które Starszak potrafi odpowiednio wskazać i nazwać), z mocno zaakcentowanym motywem plażowo-morskim (ze względów sentymentalnych) i wskazaną lokalizacją mieszkaniową. I nie ma zupełnie znaczenia, że literki troszkę koślawe, bo przecież najważniejsze, ze samodzielne ani to, że mapa tak jakoś za mocno kwadratowa, bo jak tu wyklejać "góry" kolorowym papierem "na zakrętach" i nawet (jak dla mnie bo dla Chłopca to jest niesamowicie ważne) , nie ma znaczenia czy ta praca zajmie jakieś miejsce w owym konkursie (a jeśli nawet zajmie, nie ma znaczenie które) bo spędziliśmy dobry, wspólny wieczór... nagroda "domowa" będzie i tak, bo należy się za sam zapał, oddanie, wytrwałość.
niedziela, 9 października 2011
Uciekający tydzień...
Pierwszy tydzień po powrocie do pracy upłynął mi szybciej niż mogłabym się spodziewać. Dni mijały nie ubłaganie i w tempie dotychczas mi nieznanym. Jednak, pomimo wszystko, już wiem, że wszystko jest do załatwienia, "przeskoczenia", ogarnięcia... wystarczy chcieć, mieć wsparcie w najbliższych (nie tylko rodzinie !!!) i dawać z siebie wszystko dla siebie i dla nich :) Ten ostatni czas był trochę "zakręcony", nie do końca wykorzystany w sposób w jaki bym chciała go wykorzystać ale postanowiłam "odpuścić" sobie co nie co i zrezygnowałam z perfekcjonizmu domowo-wychowawczo-matczynego. Dałam sobie czas i możliwość do nie wykonania domowych obowiązków w takim czasie i stopniu jak do tych czas, postawiłam na Chłopców. I co z tego, że zdarzyło nam się nocować poza domem (łóżka w moim domu rodzinnym pomieściły moich rodziców, mnie i moją kochaną Szarańczę, więc nie było sensu przemieszczania się do własnego lokum po godzinie 21, kiedy Dzieciaczki mocno już spały) co z tego, że powrót Starszaka z przedszkola odbył się nie ze mną jako opiekunem, co z tego, że wróciłam do domu kiedy Dziecięcia spały już słodko w swoich łóżeczkach kiedy wszystko co robię robię z myślą o Nich. Zawsze sprawdzam czy są pod dobrą opieką, czy nic złego im się nie dzieje a Ci którym Ich powierzam są dla mnie ważni i niezwykle odpowiedzialni, żebym mogła spokojnie chodzić do pracy. A wtedy kiedy jestem w domu odkładam na bok obowiązki ("zlecam" je maszynom, które mogą mnie wyręczyć) i spędzam czas z Nimi. Całkowicie jestem dla Nich. Bawię się, czytam, układam, rozkładam, zmieniam, zamieniam, przekładam, zakładam, gonię, uciekam, łaskoczę...
No i jeszcze uczę patriotyzmu, zabieram na wybory, pozwalam wrzucić karty do urn, tłumaczę, opowiadam, odpowiadam, wyjaśniam... bo to wszystko to przyszłość, obowiązek i przywilej. Nie wiem jak Wy ale dla mnie sam fakt, że mogę zagłosować to wielka nobilitacja i okazja, żeby wierzyć w dobre zmiany dla tego chodzę na wybory i robię to z Dziećmi. Wracając "wrzuciliśmy" się na pobliski plac zabaw i osiedlową siłownię "pod chmurką" by wykorzystać słoneczko po wczorajszych ulewach. A co będzie jutro? Zacznie się kolejny tydzień pracującej mamy :)



No i jeszcze uczę patriotyzmu, zabieram na wybory, pozwalam wrzucić karty do urn, tłumaczę, opowiadam, odpowiadam, wyjaśniam... bo to wszystko to przyszłość, obowiązek i przywilej. Nie wiem jak Wy ale dla mnie sam fakt, że mogę zagłosować to wielka nobilitacja i okazja, żeby wierzyć w dobre zmiany dla tego chodzę na wybory i robię to z Dziećmi. Wracając "wrzuciliśmy" się na pobliski plac zabaw i osiedlową siłownię "pod chmurką" by wykorzystać słoneczko po wczorajszych ulewach. A co będzie jutro? Zacznie się kolejny tydzień pracującej mamy :)








niedziela, 2 października 2011
Ta ostatnia niedziela...
...chodzi mi po głowie ten wiekowy szlagier i podśpiewuję go sobie pod nosem od samego rana, bo wiem, że od jutra każda następna niedziela nie będzie jak ta dzisiejsza. Jutro wracam do PRACY. Pełna obaw i lęków o to jak udźwignę rozdzielenie z moim Malutkim Chłopczykiem, obowiązki zawodowe, "logistykę" opiekuńczą i jeszczę tę moją matczyną samotność... Próbuje wykorzystać te nasze ostatnie spokojne chwile. Dzidziuch wyczuwa nadchodzące zmiany i chyba postanowił nas do nich jakoś przygotować :) Przez cały weekend budzi się jak w zegarku o godzinie 6 i szykuje się do wstawania. To nic, że mamy czas, że nie musimy tak wcześnie się podnosić, Mały głosem nie znoszącym sprzeciwu oznajmia całemu światu, że on już wstał i reszta domowników też powinna. Zobaczymy co zrobi jutro, kiedy budzik zadzwoni o 5.50 i trzeba będzie się "sprężyć", ubierać bez marudzenia... pewnie będzie spał jak zabity i będzie problem ze wstawaniem :) A może się mylę i będzie tak jak wczoraj i dzisiaj? Jutro mój kolejny debiut w pracy a nie było mnie tam baaardzo dłuuugo, więc mam pewne obawy. Liczę jednak na to, że jednak moje na nowo odkrywane obowiązki zawodowe, nie oderwą mnie od tego miejsca i dalej będę znajdować czas, ochotę i pomysły na uwiecznianie naszej codzienności.
I żeby nie być goło słowną zamieszczam poniżej kilka zdjęć z dzisiejszego wypadu na plac zabaw, bo pogoda dopisała i Szarańcza, choć początkowo niezbyt chętna (co widać nawet po mimice mocno ograniczonej na pierwszych fotkach) "rozkręcała" się powoli dokładnie tak samo jak aura (bo jak się obudziliśmy to nad wszystkim górowała mgła a zabawy kończyliśmy w krótkich rękawkach). Były więc i pojazdy dla moich małych mężczyzn, były zabawy w piasku, jak to mówi Młodszak "bako, bako... mniam, mniam, mniam", zjeżdżanie, wspinanie i złote liście. Fajny dzień w fajnym towarzystwie. Mam nadzieję, do szybkiego powtórzenia. A teraz korzystając z faktu, że Potomni śpią już mocnym snem, przygotuję odzież na dzień jutrzejszy dla całej naszej trójki, przygotuję posiłki "na wynos" coby jutro mieć więcej czasu dla siebie, zapakuję ulubione zabawki Młodszaka i położę się wygodnie czekając na sen (emocje szaleją więc trudno o niego będzie, może skuszę go gorącym kakao? Kto wie? Spróbuję.).







I żeby nie być goło słowną zamieszczam poniżej kilka zdjęć z dzisiejszego wypadu na plac zabaw, bo pogoda dopisała i Szarańcza, choć początkowo niezbyt chętna (co widać nawet po mimice mocno ograniczonej na pierwszych fotkach) "rozkręcała" się powoli dokładnie tak samo jak aura (bo jak się obudziliśmy to nad wszystkim górowała mgła a zabawy kończyliśmy w krótkich rękawkach). Były więc i pojazdy dla moich małych mężczyzn, były zabawy w piasku, jak to mówi Młodszak "bako, bako... mniam, mniam, mniam", zjeżdżanie, wspinanie i złote liście. Fajny dzień w fajnym towarzystwie. Mam nadzieję, do szybkiego powtórzenia. A teraz korzystając z faktu, że Potomni śpią już mocnym snem, przygotuję odzież na dzień jutrzejszy dla całej naszej trójki, przygotuję posiłki "na wynos" coby jutro mieć więcej czasu dla siebie, zapakuję ulubione zabawki Młodszaka i położę się wygodnie czekając na sen (emocje szaleją więc trudno o niego będzie, może skuszę go gorącym kakao? Kto wie? Spróbuję.).
sobota, 1 października 2011
Chleb, leniwe kaczki i liście...
Poszliśmy dalej w kierunku drzew i robiliśmy przepiękne, kolorowe jesienne bukiety. A ile mieliśmy śmiechu przy zdjęciach tak zwanych "pozowanych"... Młodszak wszedł w etap uraczania nas przedziwnie cudownymi minami na hasło zdjęcie lub widok aparatu i zrobienie fotki z miną przypominającą chociaż co nie co jego codzienne oblicze graniczy z cudem. Dostarcza mi więc podczas fotografowania niezłej frajdy bo zastaję przy okazji "dziubki", zmrużenia, przechylenia, rozdziawienia paszczy i cały przedziwny jeszcze repertuar. Ale bukiet z liści potrafił zbierać z ogromnym zaangażowaniem. I są cudowne. Jego i Starszaka również...
Subskrybuj:
Posty (Atom)