środa, 22 czerwca 2011

Pierwsza rocznica...

Minęło wiele czasu, wiele zmian nastąpiło w naszym rodzinnym życiu i pewnie wiele jeszcze przed nami a dzisiaj przeżywamy jedną z wielu rocznic jakich w drodze codzienności dane było nam doświadczyć stąd też "kilka" świeżych zdjęć mojej ukochanej Szarańczy. Dokładnie rok temu, w niemal identycznych okolicznościach (pobyt na Małżowej "obczyźnie") dokonałam postanowienia uwieczniania postępów cywilizacyjno-społecznych moich latorośli i popełniłam pierwszy wpis na własnoręcznie utworzonym i wymyślonym także osobiście przez szare komórki blogu. Jestem taka szczęśliwa, że potrafiłam "podpatrzyć" tych co zaczęli wcześniej i mieli już "jako takie" doświadczenie w zatrzymywaniu rzeczywistości i wykorzystać to w uchwycaniu codzienności. Mam nadzieję, że moi Chłopcy docenią to kiedyś, bo dzięki temu swoistemu "pamiętnikowi" zatrzymałam już wiele chwil, które z pewnością gdzieś by umknęły gdyby nie to miejsce i planuję nadal "upychać" nasze chwile w zakamarkach internetowej pamięci. Dlatego też, może niezbyt hucznie, ale za to bardzo dostojnie obchodzę dziś pierwszy jubileusz "Letnich" chłopaków :)

A na dowód tego jak dużo i jak szybko się zmienia, zdjęcia starego-nowego placu niedaleko od holenderskiego domostwa Małża. Poszliśmy tam jak zwykle co rano naszego tutejszego pobytu i co zastaliśmy? I owszem. Plac zabaw. Te same okoliczne domki, to samo miejsce otoczone równiutko przystrzyżonymi krzaczkami, te samo boisko do gry w piłkę nożną w pobliżu... tylko, że plac już nie ten sam. Radość Dzieciarni nie do opisania. Odkrywali nowe miejsce i wychodziliśmy stamtąd z gorącym postanowieniem szybkiego powrotu. Było więc wspinanie na różne poziomy, granie na metalowych rurkach (wydających cudowny dźwięk dzwonków), trąbienie i mówienie szeptem do tak cudownie, prymitywnie prostego w swym zamyśle "telefonu", grzechotanie metalowymi pojemnikami (wypełnionymi chyba kamyczkami, odgłos przy przekręcaniu metalowych kołeczków był niesamowity), wchodzenie po sznurowych drabinkach i platformie "skałkowej", przesuwanie kolorowych kulek, wspólne balansowanie i skakanie na sprężynach... czyli było wszystko to co mali chłopcy lubią robić na podwórku.


No i jeszcze na dodatek wracając do domku (Starszak na swoim nowym rowerku ale o tym innym razem) Chłopaki zobaczyły COŚ. Wiecie co może zatrzymać na chwilę Szarańczę wiecznie biegającą? Co może sprawić, że energiczne dotąd Dzieciaki staną "jak wryte" i ich wiecznie peplające paszcze zamilkną na długie (dla matczynych uszu) dwie minuty?... a no takie CUDO i to jeszcze w ruchu...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz