wtorek, 22 listopada 2011

Lego co? Ninjago!

MIEJSCE ZDARZENIA: Centrum Handlowe w rodzinnym mieście.
CZAS ZDARZENIA: 12-13 listopada tego roku.
CEL ZDARZENIA: Wspaniała zabawa dla wszystkich małych chłopców, którzy są fanami klocków Lego a szczególnie serii NINIJAGO.
UCZESTNIK ZDARZENIA: Starszak w towarzystwie ukochanego Taty (dzień pierwszy) i razem ze wspaniałym przyjacielem z czasów żłobkowych, zafascynowanym Ninjago K (motyw przewodni jego niedawnych urodzin).
WIELKIE ROZCZAROWANIE: coś o czym napiszę na samym końcu, pomimo wszystko pozytywnie, że wydarzenie owo rozczarowało bardziej mnie niż mojego starszego Synka, który w owy weekend miał naprawdę moc wrażeń (bo oprócz udziału w turnieju były też "akcje" z Tatą i nie zapowiedziany wypad do kina ze wspomnianym wcześniej K. i jego rodzicami). Okazuje się, że moje miasto (piękne takie a jednocześnie jakieś takie omijane przez ludzi i wydarzenia) potrafi zorganizować coś dla dzieci, i tak tego dokonać żeby mój Mały Chłopczyk (choć piszę tu o Starszaku, to i tak myślę o nim jak o moim malutkim syneczku) był przepełniony szczęściem i pozytywnymi emocjami.
Turniej Ninjago, na który postanowiliśmy "dostarczyć" nasze starsze Dziecię reklamowane było mocno zarówno w lokalnej prasie jak i telewizji, więc Starszak żył tym wydarzeniem już kilka dni. Do szczęścia dochodziła obecność Małża a i ja miałam owy weekend wolny od pracy zawodowej, więc postanowiliśmy skorzystać. Tym bardziej,że wszystko opierało się na klockach Lego, do których mam jakiś nie wyjaśnialny sentyment i wielkie zaufanie, bo wiem, że rozwijają, uczą, bawią. Było więc i budowanie (w programie zapewniono klocki na budowę 2,5 metrowego ludzika Ninjago (wiecie o co chodzi, taki "niby" wojownik, zamaskowany, z różnymi rodzjami broni... takie tam cudo) jak równiez turniej walczących ludzikami (Młody uczestniczył we wszystkim w czym się tylko dało). Mniej zaangażowanym mamom (posiadającym pociechy odmiennej płci, w innym wieku lub szczęśliwie interesujące się innymi obiektami dziecięcego kultu) pędzę wyjaśnić na czym polegał owy turniej. A więc (wiem, wiem nie zaczyna się tak zdania ale to nic bo ja tak lubię) dzielono dziecięcia w wieku wszelakim (tak chyba od 6 do 13) na zespoły 4 osobowe, stawiano przy stołach do gry, przypominających kształtem małą trąbę powietrzną, dostarczano ludzika lego razem z niezbędnym krążkiem (spinerem - a co wymądrzam się, bo zostałam mocno uświadomiona i nauczona tego co trzeba), którego kazdy zawodnik odpowiednim ruchem wprawiał w ruch, tak aby "zbić" innych. Kto najdłużej utrzymywał się na polu nie pokonany ten wygrywał! Starszak w najlepszej rozgrywce doszedł do II -go miejsca. Ale najpierw była do pokonania niemiłosiernie długa kolejka (wyobrażacie sobie emocje u 6 letniego chłopca, któremu każą cierpliwie czekać na jego kolej?), wypatrywanie, nauka, niecierpliwa walka, rozczarowania, podejmowane na nowo próby, starania, zabawa, duma, dyplomy, zdjęcia i wkońcu nagroda od Rodziciela (Małż nie mógł ani jemu ani sobie samemu odmówić kupienia nowego ludzika i sprawić nowej okazji do wspólnej zabawy). Po samym turnieju, przy wielkiej radości zainteresowanego, były pamiątkowe dyplomy i zdjęcia, zainscenizowane w środowisku "klockowych" ludzików, choć mina Starszaka nie wskazuje na jego domniemaną radość zapewniam, zdjęcie nie było czynione pod przymusem bądź presją, jednakze moje Dziecię tak reaguje na hasło "nie rób min do zdjęcia, kochanie" :)No i było jeszcze budowanie tego gigantycznego ludzika. Starszak był jednym z dwojga dzieci, które ustawiały pierwsze klocki na szablonie. Razem z "opiekunką" posiadającą instrukcję budowy (mapę - jak to mówi moje Dziecko) zaczą budować wielkiego Ninjago od stóp... no i na tym stanęło. Nie wiem czy było za małe zainteresowanie, za mało chętnych do zabawy klockami (chociaż jak dla mnie przewijał się tam ciągły tłum, dzieci siadziały jeden obok drugiego, w małych rączkach nieustannie powstawały kolejne fragmenty ludzika) czy jakaś nie spójna organizacja, duży Ninjago nie powstał, zaczęło się i skończyło na nogach :( Jak dla mnie mega rozczarowanie, dla Starszaka... w odpowiednim momencie pojawiła się zabawka od Taty. Może ja jestem bardziej wymagająca, nie mam już w sobie tej dziecięcej naiwności i beztroski? Liczę na coś więcej, na spełnienie obietnic, na dokończenie zaplanowanego. Bo dla mnie Lego to przede wszystkim ludziki i tak mocno liczyłam na to, że stanę obok tego wielkoluda i chociaż na chwilkę poczuję się cząstką tego magicznego, klockowego świata. Ale to nic. Najważniejsze, że Jemu się podobało, był taki szczęśliwy i beztroski. Oby jak najczęściej :) * Szczerze przepraszam wszystkich, których wizerunki zostały wykorzystane w tym poście, poprzez zdjęcia w "tłumowisku". Mam nadzieję, że nie naruszyłam żadnych dóbr i nie przyspożyłam nikomu przykrości. Zależało mi jedynie na uwiecznieniu mojego osobistego Dziecka, wszystkie inne osoby pojawiają się na zdjęciach całkowicie przypadkowo; starałam się uniknąć "obcych" wizerunków aby nikogo nie skrzywdzić :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz