piątek, 28 września 2012

Gdyby kózka nie skakała...:(

Właśnie zaliczyłam wieczorny rajd po mieście. Miała być noc naukowców była noc medyków, zamiast na doświadczenia fizyczne, fizycznie trafiłam na oddział ratunkowy w szpitalu dziecięcym . Młodszak, należący do gatunku dzieci nadmiernie ruchliwych, zaliczył wejście na wysoki blat (tak między 80-85 cm), za drabinę posłużyło mu jego własne krzesełko (takie Dzidziuchowe - do karmienia) tylko gorzej było za schodzeniem i niestety przegrał z przyciąganiem ziemskim. Kiedy ja zniknęłam na ułamek minuty w toalecie, za potrzebą, Młodszy niefortunnie runął na własną kończynę co sprawiło, że chwilowo przestał chodzić, zalał się łzami, wpadł w klasyczną histerię i ogólnie nie było ciekawie. Na szczęście noga w całości, stopa również choć mocno stłuczona, przede mną kilka dni robienia okładów i dodatkowej opieki nad małoletnim. Ale, jak widać na zdjęciach, na małej buźce pojawił się uśmiech, więc myślę, że nie będzie źle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz