Nie zdążyłam uwiecznić Małolatów jak rozpakowują swoje podarki, przepięknie zresztą zapakowane, bo jak tylko wyszłam do drugiego pokoju po aparat, chłopcy "rozprawili" się z opakowaniami i dopadli się do zawartości. Na co dzień staram się ograniczać Szarańczy dostęp do słodyczy (Dzidziuch dopiero jakieś dwa tygodnie temu poznał smak czekolady) gdyż ani to zdrowe ani wartościowe a później kończy się wizytami u stomatologa (i niechby on był z tych najlepszych, w dziecięcych, kolorowych gabinetach, gdzie można nawet wybrać kolor plomby a na dowidzenia dostaje się niewielki upominek to jednak wizyta takaż nie należy do ulubionych)... Młodszy "oszalał" z nadmiaru szczęścia, gdy dopadł JAJO w swoje małe łapki i pojął jaka ilość czekolady stała się jego udziałem...
...i chociaż nie udało mi się zrobić pożądniejszych fotek (bo funkcja "makro" wyłącza lampę błyskową, więc mocna zbliżenie sprawia złe doświetlenie, i nietypowy żółty odcień) to nic, bo radość (i moja i Starszaka) z układania tych nietypowych puzzli, ze 100 kawałków, była ogromna i na dodatek okazała się podwójna gdyż w JAJU Młodszaka niespodzianka była identyczna (takie szczęście chłopaki mieli, bo w jaju bratanicy, pochodzącym z worka tego samego Mikołaja było coś zupełnie innego). Reakcja starszego syna : Mamuś, będziemy mieli bliźniaki :) Bezcenne...
No i jeszcze jeden obrazek z domowych przygotowań przed zbliżającym się balem przebierańców w przedszkolu Starszaka. Pomysłów było wiele... niektóre sprawdzone w poprzednich latach, jednak dziecię moje w ostatnich miesiącach przyspieszyło ogromnie we wzroście fizycznym co objawiło się przykrótką garderobą codzienną nie wspominając już zupełnie przebraniami poprzednio rocznymi... Nie pozostało mi więc nic innego jak wysilić głowę i portfel niestety (raz Starszak wybrał się na bal takowy w przebraniu niecodziennym, własnoręcznie przez Matkę, domowymi sposobami wykonanym, ale nie czuł się w nim tak dobrze i swobodnie jak w domu przy przymiarkach gdyż otoczony został ze wszystkich stron postaciami z bajek, filmów czy nawet gier, w tak profesjonalnym przygotowaniu, że poczuł się szaro w wymyślonym przez siebie stroju, co obiecałam sobie, że więcej się nie powtórzy) aby mój Mały-Duży chłopczyk poczuł się wyjątkowy i na miejscu (to straszne, że komercja dotarła do przedszkoli ale trudno w niej nie uczestniczyć w momencie kiedy przez brak oryginalnego stroju karnawałowego własna pociecha czuje się gorsza od innych... Gdzie czasy bibułkowych spódniczek, pióropuszy z kolorowego papieru, masek Zorro wycinanych z tektury i malowanych farbą bądź węglem rysunkowym ?... ach... wspomnienia ). Najważniejsze, że Starszak szczęśliwy i "próba generalna" przebiegła pomyślnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz