czwartek, 2 grudnia 2010

Zima przyszła...

Wczoraj rano, przy pierwszym grudniowym, cudownie zimnym -12 stopniowym mrozie, wystarczyło porządnie nasmarować dziecięce gębule odpowiednim kremem, zapakować Młodszaka do woza i mogliśmy spokojnie "odstawić" Starszaka do przedszkola... po powrocie czerwień policzków, cudowny uśmiech i ciepła czapucha na głowie Malucha wskazywały na to, że odbyliśmy swój codzienny, rytualny spacer...


Dzisiaj wyprawa kosztowała nas, a przede wszystkim mnie, matkę dwóch, dużo więcej czasu, siły , pracy i zupełnie innej logistyki poranka. Za oknem mróz i cudowna białość, chłopaki "zapakowane" w zimowe kombinezony (dotąd ich nie testowaliśmy ale -10'C to chyba wystarczający powód) z piwnicy wyciągnięte sanki (kochana Mamusiu dziękuję Ci, że zaopiekowałaś się ostatnio moją małą Glizdą i mogłam w owej piwnicy przeprowadzić niemalże wojskowe manewry pod kryptonimem "odgruzowywanie", czyli porządki po ostatnim pobycie w tym przybytku mojego Małża, co zaoszczędziło mi dzisiaj i czasu, i nerwów dzięki czemu bez problemu wiedziałam gdzie ich szukać... przed sprzątaniem nie byłoby to takie proste), przyodziane w "wózkowy" śpiworek i jazda do przedszkola... :)

A w drodze powrotnej mój mały Miś (wyposażony "przez" Starszaka w zimowe, czapkowe uszy i ciepły kombinezon , jak widać zapobiegliwość Matki Polki, w postaci przepełnionych szaf i kartonów rzeczami po starszym dziecięciu, jednak się przydaje) rozsiadł się wygodnie w swoim nowym, nieznanym do dziś wehikule i radośnie pokrzykując dodawał Matce siły i zapału do zwiększonego wysiłku, przy wykonywaniu czynności przeznaczonych raczej dla jakiegoś niewielkiego konika albo przy najmniej osiołka (degradacja na szczeblach rodzinnej hierarchii jest powalająca :)). No cóż, czego nie czyni się dla radości potomnych i bądź co bądź dla własnej wygody (sanki wygrały dzisiaj z wózkiem, bo pomimo jego wspaniale dużych, pompowanych kół nie wyobrażam sobie jazdy nim po śniegu, przerabialiśmy to w zeszłym roku i nie jest to coś co chciałabym powtarzać). Śnieg to jednak fajna sprawa, dla dzieci i dla przygotowanych na niego rodziców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz