niedziela, 15 maja 2011

Biedroneczki...

"...Biedroneczki są w kropeczki i to chwalą sobie,
U motylka plamek kilka służy ku ozdobie,
W drobne cętki storczyk giętki liliowe tuli płatki,
Ty mój grzybku też masz łatki i śliczny kapelusik,
Więc niech stale cię nie smuci ten drobny biały rzucik..."

Słowa tej piosenki kojarzą mi się z nieznośną dziecięcą chorobą, która kolejny raz dotknęła mojego domu... Pierwszy raz "spotkałam" się z nią we wczesnym własnym dzieciństwie czego jednak nie pamiętam niestety lub na szczęście może, no ale cóż to jeśli teraz jako Matka spotykamy się ponownie i do zapomnienia nie dojdzie dzięki temu miejscu. Pamiętnego maja roku 2009, kiedy to jeszcze Dzidziuch objawiał się jako część mnie (duuuża część:)) Starszak, zwany wtedy jeszcze po prostu Przedszkolakiem, "przyniósł" sobie z przedszkola choróbsko paskudne zwane ospą wietrzną. Łaskawie odmiana jaka go dotknęła ( a raczej reakcja jego organizmu na owąż) ograniczyła się do niewielkiej wysypki, niezbyt dokuczliwiej i krótkotrwałej... Niestety musieliśmy spędzić w domku przymusowe 10 dni gdy za oknem buchnęła wiosna... ach co to był za czas... w ruch poszły książki, planszówki, kredki, farby i to wszystko czym da się zainteresować ruchliwego 4 latka. Uwieczniony na zdjęciach wyglądał tak: Wczoraj Młodszy był wieczorem już taki jakiś niewyraźny (każda mama wie o czym mówię), niby nic się z nim nie działo a jednocześnie zupełnie nie przypominał siebie samego. Przed samym spaniem dopadło go 38'' gorączki i wiedziałam, że może być różnie... Rano obudziła mnie... przecudnej urody czerwono kropczana biedronka (stąd ten fragment piosenki Kasi Sobczyk we wstępie). Świadoma i doświadczona postawiłam diagnozę OSPA, wizyta w przychodni dyżurnej (dzień świąteczny, żadnych tłumów, kolejek, życzliwi ludzie, szybkie badanie... normalnie amerykański serial medyczny na najwyższym poziomie) u sympatycznej pani doktor przyniosło jedynie jej potwierdzenie. Młodszak znosi ją dzielnie, nie drapie, nie marudzi, jest pogodny i radosny i gdyby nie białe kropeczki na skórze, powstałe na skutek miejscowego działania leku, nikt nawet nie wpadłby na myśl, że oto owy osobnik jest chory. Jedyną uciążliwością jaka się objawiła jest fakt występowania krostek na głowie, mocno dość owłosionej, co utrudnia aplikowanie medykamentu. Czeka mnie więc kolejne majowe 10 dni w domu (choć tym razem, na szczęście dla nas, nastąpiło niewielkie załamanie pogody, więc nie będzie tak mocno żal tego co za oknem), ciężkie ze względu na Starszaka (szczególnie po powrocie z przedszkola - zamiast zabaw na podwórku, przymusowa domówka), ciężkie ze względu na Młodszaka (pilnowanie aby nie drapał, smarowanie w biegu, bo zdecydowanie nie podoba się mu ten nowy rytuał, wymyślenie ciekawego zastępstwa w zamian za codzienne, nie zależne od pogody, spacery), ciężkie tak po prostu dla mnie (ze względu na samodzielną organizację otoczenia - odprowadzanie i przyprowadzanie Starszaka, zakupy czy zwykłe wyrzucanie śmieci tak naprawdę bez wychodzenia z domu, bo nie można, co by nie przeziębić Młodszego) ale dam radę, bo nie mam innego wyjścia... i może uda mi się uwiecznić (na pamiątkę) tę moją pogodną biedroneczkę, małego muchomorka, który na jakie kolwiek próby zrobienia fotki protestuje niezmiennie swoim głośnym, wyraźnym NIE... więc cóż ja mogę? Pstrykam po cichu, z ukrycia nie jako, uwieczniam w najsłodszym momencie dnia...:) I chociaż dzień był intensywny, szybki, w wielu miejscach, dużo innych rzeczy jest do opisania tak ważnych dla Starszaka choć jakże dziwnych dla mnie, to opiszę je następnym razem (nie mogą bowiem umknąć bo jest o czym pamiętać) a dzisiaj zatrzymam wspomnienia o tej chorobie... OSPĘ chcemy zapomnieć (fizycznie) a jednocześnie uchronić od zapomnienia... Więc dalej będę nucić... Biedroneczki są w kropeczki...

2 komentarze:

  1. Ups! To mamy oczekiwać:-)? Bądź, co bądź wygląda słodko:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie miałam Was powiadomić :P Słodki to on jest niewątpliwie ale i bardzo szybki kiedy ucieka przed lekarstwem w moim ręku :)

    OdpowiedzUsuń