środa, 23 czerwca 2010

Goeie morgen (chuje morchen)...

Zapoznajemy się z otaczającą nas rzeczywistością. Tatko dzisiaj musiał nas "porzucić" na rzecz pracodawcy i z samego ranna, na równi ze wschodzącym słońcem udał się do "fabryki" a my powoli przestawiamy się na tryb holenderski.
Chodzę, zwiedzam (za sprawą Starszaka głównie place zabaw no ale cóż...jemu też się coś należy), oglądam przydomowe ogródki i szczerze mówiąc zaglądam do okien, bo nie mogę się od tego powstrzymać...W tutejszych domostwach okna mają powierzchnię prawie całej ściany i z reguły pozbawione są jakiej kolwiek zasłonki, tak więc przechodząc obok doskonale widać styl w jakim urządzone są wnętrza. Więc chodzę i się gapię...dla mnie to jak na razie egzotyka, chodź mój małż mówi, że można przywyknąć :) Okna i parapety są też dla mieszkańców miejscem swoistych wystaw, na które składają się kwiaty, wazony, świeczniki, figurki, koraliki, proporczyki i różne inne cuda, których nie sposób wymienić, więc jak tylko uwiecznię je aparatem na pewno tu zamieszczę.
Język to, jak dla mnie, jeden wielki gulgot, dlatego z tubylcami porozumiewam się po angielsku, na szczęście oni płynnie przechodzą z jednej mowy na drugą, więc w podstawowych kontaktach codziennych nie mam wielkich problemów komunikacyjnych. Mieszkańcy, jak wynika z moich obserwacji poczynionych teraz i w czasie krótkiego zimowego pobytu, są przyjaźni, otwarci i sympatyczni tylko czasem mnie zaskakują, kiedy w czasie zwykłego spaceru zagadują mnie "po swojemu" a ja z uśmiechem udaję, że wiem o co chodzi. Starszak zazwyczaj na ichnie pozdrowienia odpowiada z uśmiechem "bla, bla, bla"co naprawdę jest zbliżone do tutejszej mowy, natomiast Dzidziuch nie ma tego problemu gdyż jego "gugu, gaga, źiś..."brzmi równie obco dla mnie jak i innych populacji. Na razie jestem na etapie podstaw (ale takich naprawdę podstawowych), więc wchodząc do sklepów mówię "chuje morchen"(dzień dobry) - jak kolwiek dziwnie i nieprzyzwoicie, dla nas Polaków, by to brzmiało :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz