czwartek, 24 czerwca 2010

Kamienne żółwie, oczka wodne i "rybki"...

Kolejny dzień spędzony na słodkim "nic nie robieniu". Spacery z chłopakami, poznawanie okolicy...świetna sprawa. Pogoda wspaniała (jak ktoś lubi upały - a ja do takich należę) jak się utrzyma to może jutro pochlapiemy się w basenie :) Ku uciesze Starszaka odkryliśmy kolejne wspaniałe place zabaw, więc młody narazie nie wspomina o przedszkolu i tęsknocie za kolegami, oby jak najdłużej. Jestem dzielna, dzisiaj w parczku rozmawiałam z holenderką (po angielsku oczywiście) i nawet nie było tak źle. Mam w sobie taką blokadę, że jak się czuję nie pewnie w jakieś kwestii to wogóle się jej nie podejmuję, więc zamiast próbować i mówić chociażby "Kali chcieć, Kali mieć..." to się nie odzywam:( A podobno trzeba po prostu próbować, zobaczymy...
Odkrywam też coraz dalsze zakamarki naszego, uroczego miasteczka i spaceruję w coraz bardziej oddalone od domostwa tereny. Oczywiście budzi to głośny sprzeciw Starszaka, a bo to go nóżki bolą, a to soczek się skończył i takie tam, na szczęście Dzidziuchowi wszystko jedno bo jak ten "pan i władca" jeździ on sobie swoją własną karocą z napędem na dwie mamine nogi :)
I zdarza się też tak, że Starszak zapomina o spoconych kudełkach i nie ma w jednej chwili problemu "za którym zakrętem jest nasz domek?" bo natykamy się na jakieś cudne miejsce, które wywołuje zachwyt w oczach i rozdziawienie pyszczka...



Chciałam zrobić Starszakowi fotkę, jak ujżał te cuda w przydomowym oczku wodnym ale nie miałam szansy...mały "papparazzi" zgarnął mi sprzęt sprzed nosa i pstrykał :) Nawet nie źle mu to wyszło, mam konkurencję w fotograficznej pasji zatrzymywania rzeczywistości. Jeszcze jedna rzecz, która będzie nas łączyć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz