poniedziałek, 23 sierpnia 2010

7 lat temu...

Daleko od domu, daleko od rodziny...wspomnienia tym bardziej sprawiają, że w oku kręci się łza. Wracam myślami do tego cudownego dnia, który wydarzył się tak dawno, a jednocześnie jakby wczoraj...I jakie to wspaniałe, że w głębi serca nadal jest to uczucie, te emocje, na samą myśl drżą ręce i serce trzepocze jakoś tak radośnie...Trochę brakuje mi dzisiaj domu, możliwości spaceru do maleńkiego kościółka gdzie nasze życie odmieniło się na zawsze, domowej półki z albumami i możliwości obejrzenia zatrzymanych ważnych chwil (bo choć to nie było w "epoce lodowcowej" to zostało uwiecznione aparatem analogowym i jakoś do tej pory nie zmieniłam tego zapisu na cyfrowy i w ten sposób nie mam w komputerze ani jednego zdjęcia)...Więc zatrzymałam na ostatnim spacerze kilka obrazków, takich "na temat"...:)



Ile się wydarzyło przez ten czas? Tyle szczęśliwych zmian (pojawienie się na świecie Szarańczy) i tyle tych mniej szczęśliwych ( życie "na dwa domy", które dzielą "złe kilometry") ale jednak trwamy, jesteśmy...będziemy :) I wszystko jest takie inne, pełniejsze, piękniejsze...istniejemy osobno i razem, w wielu życiowych sytuacjach słowo MY zastępuje inne i pomaga przetrwać (na szczęście) niewielkie zakręty...




Z sentymentem wspominam tamten słoneczny dzień, moje nietypowe "tygrysie" róże, piękne zabytkowe auto znalezione specjalnie na tę okazję, Małża czekającego przy ołtarzu, ogrom pluszaków zamiast kwiatów...no i oczywiście najważniejsze nasze rodziny, przyjaciele, wszyscy bliscy...wspaniały, nie zapomniany dzień.




Taka zaduma mnie dzisiaj dopadła, staram się dotrzeć do najdalszych wspomnień, ganiam po tych wszystkich zakamarkach pamięci żeby uchronić od zapomnienia i chyba to rzeczywiście "najważniejszy dzień w życiu " bo pamięta się wszystkie szczegóły: pierwszy "taki oficjalny" taniec, każdą fałdę sukni, kolor balonów i nawet smak potraw...:) Pamiętam tyle a jednak wszystko nie do powtórzenia :) - na szczęście!





A tutaj dzisiaj pada deszcz...taki smutny, jesienny...koniec lata jest tak bliski a przed nami jeszcze urlop i wspaniała wyprawa, jakoś tak się stało tradycją, że jeździmy "z okazji" rocznicy, tak jakoś nam się urlopy układają w okołorocznicowym czasie...tym razem będzie tak samo...:)
Więc dzisiaj będę świętować z Małżem i chłopcami, celebrować uczucie, które trwa niezmiennie od 12 lat (!!! tak, tak bo przecież przed ślubem też był NASZ WSPÓLNY CZAS) i popijając lampkę szampana życzyć sobie i Jemu kolejnych nie 7 a 70 lat !!!
Wypijcie za NASZE ZDROWIE KOCHANI !!!

1 komentarz:

  1. Wszystkiego Najlepszego!!!... i wytrwałości do tej wspólnej 70 siątki:-). To widzę, że po Waszym powrocie będziemy świętować nie tylko urodzinki Antosia i Malinki:-))

    OdpowiedzUsuń