środa, 16 lutego 2011

Piraci i małe zwycięstwo...

U Staszaka dzisiaj bal. Tematyczny bal przebierańców. U dziewczynek większa dowolność, u chłopców "obowiązkowy" kostium pirata (sprawiedliwość się dokonała po zeszłorocznym "Balu księżniczek"). Starszak przeszczęśliwy, do zdjęcia robił groźne miny, wymachiwał pistoletem z gardłowym wrr (z takim dźwiękiem nieodłącznie kojarzą mu się korsarze i wilki morskie, podejrzewam, że to wpływ bajek jakiś pirckich bajek, bo ja go tego nie nauczyłam :)) przygotowany był odpowiednio i zgodnie z własnym życzeniem (najważniejsze atrybuty - kapelusz i opaska na oko). Z tego jak opowiadał "po" wiem, że bal się udał...
A żeby jeszcze było coś o Dzidziuchu przy dzisiejszej dacie to napiszę że, małoletni "trenuje" ostatnimi czasy nocnikowanie i coraz częściej udaje mu się zawiadomić mnie o swojej potrzebie na czas a nie po fakcie. Jego głośne "fu fu" i ostentacyjne ciągnięcie nocnika na środek pokoju zazwyczaj kończy się sukcesem... zaryzykowaliśmy dziś więc popołudniową zabawę bez pieluszki (mała Glizda ganiała po domku jedynie w body i rajstopkach) i mogę odznaczyć w kalendarzu kolejne małe zwycięstwo Młodszego - przebierałam go w piżamkę z suchych ciuszków, jaki był z siebie dumny, a ja... no cóż, każda mama mnie zrozumie.

1 komentarz: