wtorek, 26 kwietnia 2011

Kredka...

Dzisiaj miał być piękny wpis po świąteczny, o tym jak moje dzielne chłopaki nosili koszyczki ze święconką do kościoła, o tym jaką radość sprawił mi i im Małż przyjeżdżając do nas na te trzy niezwykłe dni, o tym jak blisko z naszego domu do cudownego zoo u zachodnich sąsiadów... o tym wszystkim i jeszcze wiele, wiele więcej ale nie będzie :( Nawet nie wiecie co może uczynić pomysłowy sześciolatek (prawie) w połączeniu z tradycyjną, czerwoną kredką "bambino"... No cóż w naszym przypadku takie połączenie oznacza szaloną jazdę samochodem przez zakorkowane centrum miasta (akurat około godziny 16 !), nerwy, łzy, izbę przyjęć w szpitalu dziecięcym, stracony czas, przekleństwa cisnące się na usta kiedy mnie i Starszaka odsyłają do innej placówki, "akcję" przytrzymywania, głaskania, uspokajania, obłaskawiania z jednoczesnym atakiem histerii, spazmów i drgawek... Na szczęście wszystko się powiodło jesteśmy w domu, wszyscy razem (moja kochana rodzicielka rzuciła wszelkie swoje obowiązki i przygnała niczym błyskawica żeby pod moją nieobecność zająć się Dzidziuchem), odpoczywamy po wielkich emocjach jakie były naszym udziałem... a wszystko z powodu małego kawałka kredki ...w małoletnim uchu mojego starszego dziecięcia... Myślałam, że to Dzidziucha muszę pilnować przed wkładaniem w siebie różnych małych elementów okazuje się jednak, że przy tym Dużym też nie mogę być do końca spokojna. Sympatyczny pan doktor pocieszał mnie jednak, że i u starszych od mojego Syneczka osobników naszego gatunku zdarzają się podobne a nawet jeszcze "bardziej" pomysłowe "osiągnięcia" laryngologiczne. Mam nadzieję, że było to nasze pierwsze i zarazem ostatnie spotkanie z profesjonalistą tej specjalizacji...
Mam nadzieję, że w następnym poście uda mi się opisać to co zamierzałam dzisiaj...

2 komentarze:

  1. Oj, nie zazdroszczę emocji:( dobrze, że się dobrze wszystko skończyło. Ja sobie kiedyś wepchnęłam koralik do nosa.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, to nie tylko mój Syn ma takie "zwariowane" pomysły :) Nie, nie żartuję... dzisiaj już mogę się z tego śmiać, wczoraj nie było mi do śmiechu...

    OdpowiedzUsuń