czwartek, 28 kwietnia 2011

Uckermunde miasteczko...

Lany Poniedziałek, po szybkim i niezbyt intensywnym moczeniu, postanowiliśmy spędzić gdzieś w drodze... Uciekliśmy od stołów uginających się pod ciężarem wielkanocnych potraw... Cmentarz odwiedziliśmy w niedzielę, zapaliliśmy światełka dla kochanych, którzy przed wcześnie nas opuścili, Dzidziuch "zaliczył" drzemkę na świeżym powietrzu (dzięki wynalazcy za stworzenie wózka, który pomimo dużych gabarytów mieści się w samochodzie i można go wszędzie ze sobą zabrać :)), Starszak pobawił się z ciotką O. Nic nas nie trzymało w domu. Rodziny zrozumiały potrzebę "izolacji" i chęć spędzenia czasu tylko we czwórkę .Tak właśnie, we czwórkę, bowiem Małż dołączył do nas w sobotnią noc, pokonując "nasze" 850 kilometrów zaraz po zakończeniu sobotnich obowiązków zawodowych i pojawił się w domu jeszcze przed północą. W ten oto sposób w poniedziałkowy poranek znaleźliśmy się w samochodzie i kierowani nadzieją pogodnego dnia udaliśmy się na zachód...

Przekroczyliśmy granicę Państwa i po niecałej godzinie drogi byliśmy w uroczym, niemieckim miasteczku Uckermunde... A tam, zaraz obok parkingu, na którym zaparkowaliśmy swój wehikuł "czekał" na nas plac zabaw...


Dzidziuch bez wahania wskoczył na motor :)



W uroczym domku Chłopcy skorzystali z ławeczki...

Starszak postanowił się trochę powspinać, nadawał się do tego zarówno domek
...jak i specjalistyczna, wspinaczkowa siatka
Chłopcy pozowali mi od największego do najmniejszego...
na terenie bliżej nie określonego, kompleksu teatralnego
Radość z obecności Rodzica Męskiego wyzwoliła w Małoletnich takie pokłady miłości i czułości, że wystarczyło nawet dla pobliskiej latarni
a ja, korzystając z okazji, spacerowałam samotnie, szłam za NIMI i podziwiałam...wspaniały widok... Starszak, Małż i Dzidziuch RAZEM

Wspólnie zwiedziliśmy niewielki ryneczek, bogaty w malownicze, domki ...


z niskimi oknami, co zachwyciło naszego młodszego Syna :)
Starszemu spodobał się pomnik rybaka z rybami w sieci (chociaż codzienne przekonanie go do konsumpcji rzeczonych jest niemożliwe).

A każda ławka stawała się dla Małoletnich okazją do wytchnienia...


I w tym momencie, kiedy Dzidziuch z wielkim zainteresowaniem patrzył na poczynania starszego brata, i kiedy Starszak pozbywał się nadmiaru piasku z obuwia, z za chmur wyjrzało słońce i już wiedzieliśmy, że te miejsca to nie będzie koniec naszej wycieczki a dopiero jej początek...:)

2 komentarze:

  1. Trafiliśmy, będzie w następnej relacji... ale chętnie pojedziemy jeszcze raz z Wami :)

    OdpowiedzUsuń