poniedziałek, 19 września 2011

Pożegnaliśmy lato...

W tym roku lato nie specjalnie nas rozpieszczało pogodowo i tak na prawdę musieliśmy łapać słoneczne dni mimo tego postanowiliśmy je jednak odpowiednio pożegnać żeby się całkiem na nas nie pogniewało i powróciło w odpowiednim momencie. Wybraliśmy się więc z rodziną i bliskim koleżeństwem nad polskie morze aby odczarować złą aurę i zaklinać lato na przyszłość. Było przecudnie. Deszcz padał jedynie nocą a rankiem witało nas ciepło i słoneczko przedzierające się przez chmurkę. Chłopaki cieszyli się, że po nocnych opadach można skakać po kałużach :)
Morze tego dnia było niesamowicie spokojne. Fal było "jak na lekarstwo", nawet szum nie był taki morski, tafla wody spokojna jak na jeziorze. Niesamowite wrażenie. Spacerowaliśmy po lesie i po plaży, to co że w kaloszach, było fajnie. Starszak zbierał nadmorskie skarby i cieszył się niezmiernie z faktu ich posiadania a ja zachwycałam się jego dziecięcą beztroską i umiejętnością cieszenia się z drobiazgów. Jaka szkoda, że będąc dorosłymi nie dostrzegamy tych małych radości wokół nas i nie zawsze potrafimy cieszyć się z małych rzeczy. Chciałabym aby Chłopcy zachowali tę umiejętność na zawsze. Radości nie mącił fakt, że jesteśmy ubrani w nieco grubsze kurtki niż do tej pory, że pod szyjami pojawiły się apaszki, że na nogach mieliśmy skarpetki i kalosze, byliśmy razem na łonie przyrody.Udało się nam nawet znaleźć dwóch małych przedstawicieli "tych mniejszych" którzy szykowali się do jesieni i tak jak my żegnali się z latem... ...a jeszcze się okazało, że Starszak może poćwiczyć dzięki nim swoje zadania logopedyczne, bo właśnie jesteśmy na etapie "ż" "rz". Podziwiałam wierzchołki drzew i chłonęłam ich spokój. Będzie mi potrzebny, bo już wkrótce wracam do pracy. Dziś dostałam grafik na najbliższy miesiąc, nie powinno być źle. Na razie Młodszak nie dostał się do najstarszej grupy żłobkowej więc liczę na pomoc rodzinki w opiece nad Szarańczą (czas pobytu Starszaka "w placówce" publicznej na szczęście w większości pokrywa się z godzinami mojej pracy, co do tej pory nie było takie oczywiste, gdyż pracuję w systemie zmianowym) i układam sobie "system" jak to wszystko ogarnąć pod zbliżającą się nieobecność Małża. No nic. Pożegnałam lato, powitam nową rzeczywistość.

2 komentarze:

  1. to nic ze nie szumialo, pewnie turystow juz prawie nie bylo i spacerowiczow jak na lekarstwo to chyba najlepsze warunki na taki spacer, zreszta skoro chlopcy docenili... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dla nich mogłoby nawet nie być wody :) Liczyło się tylko, że jest Tatko...

    OdpowiedzUsuń