piątek, 2 września 2011

Ostatni (?)...

Wczoraj byliśmy na ostatnim spacerze... Ostatni raz małymi, dobrze już znanymi uliczkami, pośród uśmiechniętych ludzi, w promieniach przepięknego i ciepłego wrześniowego słońca, które pojawiło się w ostatnich dniach naszego pobytu, tak jakby na pożegnanie. Teraz siedzę wśród waliz, pudeł i pudełek, próbuję ogarnąć rzeczywistość i sprawić żeby rzeczy nieogarnialne dały się zmieścić na kilku metrach kwadratowych, bo jak się "okazuje" automobil nie jest niestety z gumy (i teraz moim największym zmartwieniem jest jak pomieścić niemalże cały dobytek w bagażniku naszego rodzinnego samochodu :p). Przed nami długa wyprawa i tak zwany "powrót do rzeczywistości". W dobrym układzie około 8 godzin w samochodzie, na szczęście dla mnie i mocno ekspresyjnej Szarańczy podróż będzie odbywać się nocą, niestety dla Małża, który dzisiaj ostatni dzień w pracy, więc na nogach od 5 rano! Postaram się więc po szybkim obiedzie, zgarnąć Małoletnich na spacerniak, wybieg czy jak kolwiek by tego nie nazywać, aby Dzieciarnia się wybiegała, wyszalała i dała Ojcu odsapnąć przed trudami drogi (mam nadzieję,że pogoda nie spłata nam jakiegoś figla i nie popsuje się kilka godzin przed odjazdem), bo wypoczęty kierowca to to czego dzisiaj najbardziej potrzebujemy :) Dlatego ja z Młodymi na trawkę, a Tatuś do wyrka i lulu... co by sił witalnych nabrał.
Może jeszcze kiedyś tu przyjadę, może to nie były nasze ostatnie spacery w tym miejscu, któż może wiedzieć czym zaskoczy nas przyszłość... Wszystko przed nami. Zmiany w połączeniu ze stanem obecnnym, znowu musimy się nauczyć łączyć nasze dwa, odległe światy. Będzie trudno ale damy radę dla nas samych i naszych pociech oczywiście też.

1 komentarz:

  1. to ja sie przyznam,ze "przypadkowo" zagladam na twoj blog i zycze powodzenia w trudnych chwilach rozlaki.

    OdpowiedzUsuń