czwartek, 22 września 2011

Pożyczony synek...

Dzisiaj "wpadam" tutaj dosłownie tylko na chwilkę, bez zdjęć, na kilka pamiątkowych słów "ku pamięci", bo w biegu kończę nierówną walkę z domowymi obowiązkami, które jakoś się tak nawarstwiły i powychodziły do mnie kurzem puchatym ze wszelkich zakamarków (na szczęście już teraz wiem, że nie straszne mi będą świąteczne porządki w grudniu, bo właśnie takie, teraz na pożegnanie lata popełniłam i do zimy, mam nadzieję, na powrót nie zarosnę) a jeszcze towarzyszy mi dzisiaj, obok ukochanej dwuosobowej Szarańczy "dodatkowy" małoletni chłopiec sztuk jeden, w wieku mocno zbliżonym do lat sześciu :) I tak się właśnie przy tej okoliczności zastanawiam, czy Wy też moi drodzy podczytywacze lubicie "przygarniać" dziecięcia nie swoje (biologicznie) pod własne, opiekuńcze skrzydła i zajmować się ponadplanowym człowieczkiem we własnym domostwie? Ja tak mam i na szczęście wokół mnie doświadczam podobnego zjawiska. "Pożyczamy" sobie dzieci w dowolnej konfiguracji liczebnej i na różnych terenach (mieszkania, działki, bawialnie, place zabaw), w zależności od okoliczności i zjawisk nie przewidywalnych, tak aby Nieletni mieli kontakt z rówieśnikami poza pobytem w placówce publicznej a jednocześnie aby matka pracująca bądź załatwiająca "różne ważne sprawy", miała chwilę wytchnienia od własnego potomstwa a czasem nawet możemy "uratować" sobie na wzajem przysłowiowe życie i w razie konieczności liczyć na wzajemność. Mam nadzieję, że spotkania owe zaowocują mocną i trwałą przyjaźnią Chłopców, którzy spędzają ze sobą gro swojego młodego życia i na obecnym etapie nie wyobrażają sobie życia bez siebie. A ja jako mama jakoś też sobie nie wyobrażam własnej przyszłości bez Tego Chłopca i Jego Mamy, więc z radością witam dni takie jak ten i z radością patrzę na "pożyczonego synka", który spokojnie śpi na równi z moimi osobistymi potomkami, po wspólnej z nimi zabawie i przed wspólną wędrówką do przedszkola jutro rano. I uśmiecham się do nich śpiących i do własnych myśli też po trochu, widząc jak mało trzeba im do szczęścia. No i jeszcze na koniec coś co rozczula i chwyta mnie mocno za serce. Starszak rozbrajająco przed snem mnie zapytał "mamuś, a K. nie może zostać z nami na dłużej? Przecież będziemy się o niego troszczyć jak o Dzidziucha." Świat jest taki bezpieczny i prosty kiedy mówi o nim sześciolatek. Dziękuję Ci Synku za takie chwile.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz