sobota, 24 września 2011

Tato w drodze...

Serce rozbiło mi się na milion kawałków. Nie wiem czy da się je radę posklejać. Popękało i okrutnie boli... Moje starsze dziecię po raz pierwszy całkiem świadomie pożegnało ojca udającego się na obczyznę. Pierwszy raz całkiem otwarcie i ekspresyjnie wyrażało swój bunt przeciwko rozdzieleniu z Rodzicielem. Pierwszy raz były łzy, nerwy, nie spotykane do tej pory reakcje, wczepianie się w Ojca, tulenie się do Jego rękawa, brak kontaktu z otoczeniem... coś nieprawdo podobnego. Do tych czasowe wyjazdy wiązały się ze zwykłym pożegnaniem, przytulaniem. całuskiem i machaniem łapką na "do widzenia". A teraz okazuje się, że mój Starszy Chłopiec chował gdzieś swoje negatywne emocje, które z wiekiem dały o sobie znać. I wiem, że My, Rodzice musimy zrobić wszystko żeby było ich jak najmniej, a Tata jak najczęściej i jak najdłużej mógł być z potomnymi. Teraz Szarańcza słodko śpi, uspokojona i utulona przez mamę. A mama? No cóż, ja czekam na telefon od Małża, że dotarł bezpiecznie do celu podróży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz