niedziela, 27 marca 2011

Ciąg dalszy...

"Przebiegłam" między rzędami kwiatów... nie dało się inaczej bo powierzchnia ogrodu to 32 hektary, a na około jeszcze całe ogromy pól na których kwiatki dopiero zaczynają kiełkować, można się było nawet wybrać się na uroczą wodną wycieczkę i przepłynąć po holenderskim kanale dokładnie wzdłuż tych kolorowych pól, chociaż ja się na taką wyprawę nie zdecydowałam, ze względu na brak czasu :( Co tam będę ściemniać było bosko. Trudno wyrazić słowami to piękno, które można było niemalże dotknąć, namacalny ideał wytworu natury. Prawdę powiedziawszy nie wiedziałam w którą stronę się patrzeć, czy skupić się na pojedynczych okazach, na okazałych klombach, czy na kwitnących "dywanach". Dotknął mnie swoisty kolorowy oczopląs.

Wracając jeszcze na chwilę do samego ogrodu i jego organizacji to naprawdę wszystko jest świetnie zaplanowane i można się w nim zanurzyć na wiele godzin. Na terenie parku jest kilka restauracji, więc na pewno strawa dla ciała obok tej dla ducha jest dostępna (trochę droga, jak na polskie warunki, ale jednak), jest również ogromny plac zabaw z atrakcjami zarówno dla tych najmłodszych dzieciaczków jak i dla tych większych, bo jednak chodzenie i patrzenie na kwiatki może co nie co "zmęczyć" potomstwo (przy najmniej tak było w przypadku moich małych przedstawicieli gatunku męskiego i zabawa na placu była dla nich świetną odskocznią) a obok mała "knajpka" oraz miejsca siedząco-konsumpcyjne, przy których bez problemu można spożywać własne wiktuały, więc naprawdę "dla każdego coś miłego". Zaraz obok jeszcze jedna atrakcja dla Milusińskich czyli takie "małe zoo" z owcami, świnkami, cielaczkami, kurami, indykami i w drugiej części "wybiegi" dla świnek morskich i króliczków różnej maści. Więc kiedy ja oddawałam się wzrokowemu szaleństwu w pobliskich pawilonach wystawowych moje chłopaki pod opieką Tatusia szalały w zwierzyńcu i na pobliskich zjeżdżalniach i huśtawkach.

Jedyne czego żałuję, to tego, że jeszcze nie wszystko zakwitło i nie mogłam podziwiać tych wszystkich kwiatowych wzorów utworzonych z poszczególnych gatunków (bowiem cebulki są sadzone tak aby kolory przenikając się tworzyły nie zapomniane naziemne obrazy), które już dawno odkryłam w internecie... no cóż, niedosyt sprawia, że chce się wracać. Ja na pewno będę chciała to powtórzyć... Może uda się kiedyś jeszcze "wpaść" do Holandii i pospacerować tymi samymi ścieżkami w czasie "całkowitego" kwitnienia.

A teraz kolejna porcja obrazów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz