sobota, 12 marca 2011

Walczymy...

Walczymy, razem...bo od wczoraj do Dzidziuchowej infekcji dołączyłam i ja, tak chyba dla towarzystwa żeby Młodszakowi było raźniej... Za oknem słońce, wiosna a my uwięzieni chwilowo w domu, może później jak Młodemu spadnie gorączka to wychylimy nosy "za mur"i chociaż na chwilkę zaczerpniemy świeżego powietrza, wczoraj przed snem tak zrobiliśmy i katar co nie co zelżał, więc nocny sen przyszedł łatwiej i spokojniej... Wczoraj wieczorem Kochana G. nadała z Polski paczkę z lekami... liczymy, że dotrą do nas niebawem i okażą się skuteczną kuracją... bo teraz to nawet nie mam jak zjechać do domu (moja gorączka, zawroty głowy, załzawione oczy i katar nieustannie dyndający u nosa, czyni ze mnie niemobilnego kierowcę, więc powrót raczej niemożliwy) ale wierzę, że to dobra wróżba, która mówi "zostaniecie tu tak długo jak planowaliście". Ach, no cóż, musimy się całkiem wykurować, żeby w pełni móc się oddawać atrakcjom jakie przynosi nasze otoczenie... Wierzę, że będzie dobrze... a jak wiadomo wiara czyni cuda, a my na taki mały cud liczymy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz