niedziela, 17 lipca 2011

Czasem słońce, czasem deszcz...

A u nas "powiało" Bollywoodem. Czasem pada, czasem świeci a czasem jednocześnie. Siedzimy więc w domu. Rysujemy, czytamy, tańczymy, wygłupiamy się, wspólnie gotujemy i robimy milion innych ciekawych rzeczy, żeby przetrwać ten ciężki czas. Dzidziuch coraz skuteczniej "nocnikuje" co odczytuję za swoje i Jego zwycięstwo, może zbyt późno, nie wiem, nie porównuję z innymi dziećmi czy statystykami, nadszedł Jego czas i sam wie co ma robić. Nie przeszkadza mu pogoda, nie ma wpływu na skalę osiągnięć a nawet czasem przepiękne zjawiska meteorologiczne "usadzają" go czasowo w jednym miejscu co niezmiernie podnosi komfort i sprawność przebiegu nauki higieny małego człowieka. Starszak nieustanie w biegu "i do przodu", coraz częściej zajmuje się sobą i nie potrzebuje do tego żadnego kompana. Zawsze był dzieckiem "samo wystarczalnym" a za towarzyszy zabaw wystarczała mu niejednokrotnie jego własna wyobraźnia, teraz "znika" w swój świat na dłuższy czas i bawi się doskonale. Staram się zadbać o to, żeby nie wycofał się całkiem, nie stał odludkiem i umiał funkcjonować w "realu" (lub innym markecie...:P), więc wyciągam go do rzeczywistości, do zabaw z Dzidziuchem, Tatą, ciocią O. i ze mną, biegamy, jeździmy (jak pozwala pogoda), "rządzimy" w kuchni (dzisiaj Starszakowi ogromną frajdę sprawiło mielenie mięska na farsz do krokietów, tradycyjną, metalową i ciężką maszynką. Mała łapka zmęczyła się ogromnie ale satysfakcja z dokonanego posiłku była niezmierna). Lubi być z nami i innymi ludźmi, więc póki co nie stresuje mnie jego czasowe "wycofywanie się" w świat fantazji. A jutro na pewno będziemy rysować to co dziś na niebie narysowała nam natura, no chyba, że tym razem będzie "...czasem słońce..." i uciekniemy na jakiś pobliski plac zabaw, żeby wykorzystać promienie słoneczne i w ich ciepełku pozbyć się trochę energii i fizycznej ekspresji mojej kochanej Szarańczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz