czwartek, 21 lipca 2011

Nie będę spał... NEE

Mam prawdziwe szczęście posiadać dwójkę wspaniałych śpiochów. To naprawdę świetna sprawa. W naszym domu nigdy nie istniał problem zasypiania (samodzielnego u obydwu Chłopaczków od 18 miesiąca życia), bez zbędnych wrzasków, nerwów, łez. Starszak, po wszelkich wieczornych rytuałach, po przytulaniu, całowaniu, czytaniu, z obowiązkowym kubeczkiem picia przy łóżku usypia samodzielnie w swoim pokoiku, zdarza się czasem i owszem, że wędruje do naszego pokoju po kolejnego buziaczka, po kolejnego przytulaczka, po wypowiedzenie zapomnianego wcześniej słowa, ale najpóźniej o godzinie 21(!) mojego starszego "nie ma". Chodzę jeszcze do jego pokoju kilka razy przed swoim własnym zaśnięciem, przykrywam, odkrywam, głaszczę, całuję, patrzę na te jego długie rzęsiska na zamkniętych powiekach, słucham spokojnego oddechu a czasem też mruknięć, chrząknięć (?), westchnień czy innych dziwnych dźwięków po mocno emocjonalnym dniu i czuję jak przepełnia mnie spokój i miłość. Tak było od zawsze. Starszak "dawał" mi się wyspać swoim spokojnym snem od samego urodzenia (nie przesadzam, już pierwsza noc w szpitalu była nie złym zaskoczeniem. Spał nie przerwanie 7 godzin i to ja z lęku o niego i z nie dowierzania budziłam go na karmienie czy przewijanie. Mówiono mi, że po powrocie do domu to się zmieni, nie zmieniło się). Mieliśmy wiele szczęścia, ominęły nas kolki ,czy też w późniejszym okresie bolesne ząbkowanie. Starszak spał lepiej niż mówią o tym poradniki, ostatnie karmienie odbywało się między 22 a 23, następne miało miejsce między 6 a 7 rano, więc zarówno ja jak i mój (wtedy) mały chłopczyk zawsze byliśmy wyspani. Na domiar szczęścia po południowe drzemki udało się nam "utrzymać" aż do 4(!) roku życia, co nie raz wprawiało w osłupienie nie tylko najbliższą rodzinę ale również zaprzyjaźnione mamy równolatków. Teraz już nie ma po południowego spania ale zwyczaje wieczorne pozostały nie zmienione i tego się będę trzymać, bo bardzo lubię te swoje "ciche" wieczory :)

Z Młodszakiem historia powtórzyła się niemal w 100%. Nie będę więc ponownie opisywać tych naszych rytuałów przedspaniowych a skupię się na różnicach. Usypiamy wcześniej, tak ok. 19, wynika to z tego, że Dzidziuch szybciej się "spala" (jest bardzo energiczny, a przy tym ciągle w ruchu, więc szybciej też potrzebuje regeneracji), a poza tym potrzebuję trochę czasu tylko dla Starszaka, więc tak to jakoś sobie poukładałam a Maluch się do tego przystosował :) Drzemiemy w ciągu dnia (tzn. On drzemie, a ja wykonuję czynności około domowe bądź bloguję :P) zdarza się nawet, że i 3 godziny, więc Mama ma czas na porządki, gotowanie, pranie, sprzątanie i jeszcze na odpoczynek (cudownie, nie prawdaż?). Gorzej bywało w okresie ząbkowania ale na szczęście to już za nami, teraz wychodzą 5 ale następuje to znacznie łagodniej niż wcześniejsze uzębienie, więc nie mamy problemów ze spaniem. I chociaż Dzidziuch "serwuje" mi pobudkę między 5.40 a 6.20 zdążyłam się przyzwyczaić i nie narzekam (mogę to uznać za trening przed powrotem do pracy, o którym wcale na razie nie myślę, ale przygotowanie może się wtedy opłacić). Dzidziuch też oczywiście zasypia samodzielnie w łóżeczku, nie wymaga bujania, zabawiania, noszenia (na co niestety czasami narzeka babcia G., która podczas nocowania Szarańczy w jej domostwie, chętnie trochę by się tak "popieściła" z najmłodszym wnuczęciem, ale ten się nie daje i usypia dopiero wtedy kiedy w spokoju pozostawiony sam sobie leży spokojnie w łóżku. Taki to typ śpiocha :p).

Naprawdę nie mogę narzekać na senne życie moich pociech chociaż zdarzają się takie dni jak dzisiejszy kiedy to Dzidziuch o swojej zwyczajowej porze drzemki (punkt 11, jak w zegarku), trąc niemiłosiernie już swoje małe oczęta, próbował mnie (a jeszcze bardziej chyba siebie samego) przekonać, że nie chce spać. Krzyczał głośno NEE... pomimo tego, że zabrał podusię, pićko i "smoka" (używa go tylko do zasypiania ale mam nadzieję, że wkrótce uda się nam go pozbyć - kolejny element eliminacji po pieluszkach ale na wszystko jest czas, wszystko po kolei, nic na siłę, z dodatkiem mojej własnej konsekwencji... takie mam podejście i jak na razie się sprawdza, więc nic nie zmieniam :)), postanowił posiedzieć sobie w swoim turystycznym łóżeczku, z którego korzystamy w domu taty... Udało mu się oszukać przyzwyczajenie, naturę i czas prawie o cały, niezmiernie "długi" kwadrans :) Pierwsze zdjęcie godzina 11.13, drugie, w tradycyjnym ułożeniu 11.17, kiedy rozbawiona Matka ulitowała się w końcu nad swoją Młodszą latoroślą, przestała z uśmiechem na ustach "pstrykać" fotki, zwoływać obecną w domu rodzinę do podglądania "kiwaczka" i położyła Maleństwo "po bożemu", nakryła kocykiem i pozwoliła spokojnie pospać.

Obiad (z dwóch dań, takie dziś szaleństwo a co!) gotowy, porządki zrobione, post napisany, na zegarku godzina 13.11... a Ptysiek nadal śpi :) Tak to u nas jest z tym spaniem. Cudownie.

2 komentarze:

  1. Z moim Maluchem jest podobnie :)
    Zapraszam do siebie, mam nadzieję, że będziesz miała miłą niespodziankę

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak mnie znalazłaś ale bardzo się z tego cieszę. Dużo podobieństw (nawet bardzo) więc myślę, że będziemy do siebie nawzajem zaglądać. Dziękuję za wyróżnienie bo na blogu tego nie zrobiłam, do tej pory nawet o nim nie wiedziałam :) Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń