poniedziałek, 4 lipca 2011

Potrzeba kontaktu....

Szukaliśmy towarzystwa dla Starszaka i udało nam się wspaniale. Było to jednorazowe wydarzenie ale i tak Synuś był niezmiernie zadowolony. Okazało się, że tuż obok naszego domu funkcjonuje polskie stowarzyszenie zrzeszające rodaków na obczyźnie prowadzące weekendową szkołę. W tę sobotę mieli właśnie "zakończenie roku" i z tej okazji organizowali ogólno dostępny festyn. Nie mogliśmy się oprzeć i w wyznaczonym czasie stawiliśmy się na miejscu całą naszą czwórką. Było fajnie. Starszak szalał z rówieśnikami, Młodszak był ogromnie zaskoczony taką ilością dzieci, kolorów i hałasu (muzyka z głośników leciała co nie co za głośno ale dało się przeżyć, gdyż były to typowe, wakacyjne "hiciory" rozpoznawalne pewnie pod każdą szerokością geograficzną). Było więc zjeżdżanie, rzucanie do celu, łowienie (a za nim do niego doszło ćwiczenie cierpliwości) no i oczywiście nagroda... tak niewiele a jednocześnie tak dużo :) A obok tego co fascynowało Starszaka i Młodszaka tyle o ile, był jeszcze słodki (domowej roboty) poczęstunek, napoje, łakocie i wszystko to co na takich festynach zazwyczaj się pojawia. No i jeszcze na zakończenie taki mały smaczek, niespodzianka nawet dla mnie. Kiedy wszyscy trzej moi panowie smacznie "chrapali" a ja jeszcze wytrwale wlepiałam swoje ślepia w telewizor (czasami mi się zdarza, no cóż, każdy ma jakieś słabości :p) nagle zza dachu, który widzę przez okno sypialni wyłonił się ON... i dostojnie płynął po niebie. Zapomniałam jaki program oglądałam, popłynęłam razem z nim gdzieś w przestworza i tylko szybko złapałam za aparat coby uwiecznić identyfikowalny obiekt latający, żeby na drugi dzień opowiedzieć o NIM chłopcom i trochę też na dowód, że był a nie przyszedł do mnie we śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz