niedziela, 31 lipca 2011

Spanie...

Uwielbiam dziecko zmęczone do granic możliwości, ale nie takie płacząco-marudzące, które samo nie wie co ma ze sobą zrobić tylko takie , które ostatkiem swoich mocno wyeksploatowanych sił stara się przekonać swojego Rodzica ( w tym konkretnym przypadku mnie), że spanie nie jest tym co w danym momencie dnia jest dla niego największą potrzebą. Przekonuje mnie uśmiechami, spojrzeniami, przecudownie śmiesznymi minkami a ja ćwiczę konsekwencję i silną wolę. Młodszak w swoim łóżeczku "cuduje", ja siedzę na swoim łóżku i udaję, że nie widzę tego co on wyprawia w celu ominięcia pory drzemki. Siedzę i mocno wysilam się aby nie parsknąć śmiechem, niby na niego patrzę ale tak na prawdę muszę odwracać wzrok, żeby Młody nie zobaczył w moich oczach całkowitego rozbawienia, bo wtedy, "przepadliśmy oboje". Ta nasza "zabawa" trwa zaledwie kilka minut, kilka krótkich chwil, których Młodszak potrzebuje na wyciszenie, na znalezienie odpowiedniej pozycji, odpowiedniego kocyka i podusi (ostatnio jest na etapie wyrzucania z łóżeczka wszystkich swoich, dziecięcych, akcesoriów i otaczania się w zamian moimi, "dorosłymi", zupełnie nie pasującymi rozmiarowo kocykami i poduszkami), na przełożenie, ułożenie, bądź w ostateczności wyrzucenie armii przytulaczków, która codziennie, niezmiennie ląduje przy pomocy jego własnych małych rączek w przestrzeni "spaniowej". Tylko czasem, gdzieś w trakcie tego całego, przecudnie dziecięcego rytuału, z ciałkiem mojego Małego chłopca wygrywa natura i sen zastaje go w dziwacznej pozycji, wydawałoby się, że wbrew logice (bo jak tak można usnąć? a jednak!), całkowicie bez sensu, bez możliwości wytchnienia i odpoczynku... i tylko mamine ręce (po serii fotek - pamiątek) odkładają do pozycji "właściwej" coby kochane ciałko uchronić od otarć, wgnieceń i różnych innych bolesnych uszkodzeń.

W celu uspokojenia wszystkich, co wrażliwszych, mam zaglądających do mnie po nowe przygody moich Chłopaków, ślady po łóżeczkowym "ogrodzeniu" zniknęły, akrobacje Młodszaka NIE pozostawiły trwałych uszkodzeń na jego czole. Na szczęście :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz