czwartek, 4 sierpnia 2011

Superbaby...

Na kilka dni zniknęłam ze świata "internetowego" bowiem po raz kolejny, niestety, "padł" zasilacz od mojego kochanego komputerka. Moje maleńkie (matryca 10'') okno na świat żyło dopóki sił starczyło baterii a później niestety czarna dziura... Na szczęście Małż mój kochany uratował mnie znajdując tutaj, na obczyźnie, sklep internetowy, który dysponował zasilaczem odpowiedniego rozmiaru, wymiaru, pojemności itd. w rozsądnej cenie, więc udało się i dzisiaj paczka została do mnie doręczona i jestem. Uff. Śmieszne w tej sytuacji było to, że podobną sytuację "zaliczyliśmy" zaledwie kilka miesięcy temu (nie wiem, czy to fatum, czy ja po prostu nadmiernie eksploatuję mojego laptopa i dlatego zasilacz mi się przegrzewa, ale w sumie lepiej on niźli cały komputer :p) i wówczas miałam również to szczęście, że w domu był Małż i mógł mnie uratować :) Z czego, jak widać, po raz kolejny wywiązał się doskonale.

Szczerze jednak mówiąc, pisząc raczej oczywiście, ta przerwa była mi niezmiernie potrzebna gdyż wpadłam w mały "dołek" psychiczny (proszę podczytywaczy szanownych czytać to z przymrużeniem oka, nie ważne zresztą czy prawego, czy lewego, bowiem moje poczucie humoru jest specyficzne i takie nie koniecznie "na wprost"). Pozbawiłam bowiem moją młodszą latorośl loczków! Dopadłam mojego Młodszaka z nożyczkami w rękach i zaszalałam. A później dopadły mnie jakieś takie dziwne wyrzuty sumienia, że pozbawiłam nieodwracalnie mojego potomka przecudownego owłosienia "nagłownego",że zniszczyłam idealny twór natury (Dzidziuch długo był dzieckiem nieowłosionym, czym dokładnie wrodził się we własną Rodzicielkę, po czym zaczęły mu się pojawiać przecudnej urody blond loczki), który tak "idealnie" współgrał z jego charakterem (im więcej loczków na głowie, im bliższy z wyglądu do aniołka, tym bardziej "diabelskie" zachowanie i loczki coraz bardziej podobne do różków). I chociaż na zdjęciu ich nie widać (bo przed spaniem intensywnie przez Matkę wyczesywane stają się bardziej siankiem niż puklami) to widać, że nie jest to "grzeczna" fryzurka. Teraz buźka Młodszaka jakaś taka "doroślejsza" się stała, rysy takie wyraźniejsze i w ogóle jakoś inaczej wygląda. Kilka dni mi zajęło przyzwyczajenie się do tego jego nowego wizerunku, a kiedy już się z nim oswoiłam i "przetrawiłam" w samej sobie swe czyny dokonane na głowie nieświadomego dziecka, zauważyłam, że o ile w większości dnia na głowie nie występują ani fale, ani żadne inne skręty, to wystarczy trochę wilgoci w powietrzu, spocona główka w trakcie zabawy i już niesforne włoski dają znać o sobie i wszędzie tam gdzie mamine oczy podczas cięcia nie dopatrzyły (do profesjonalnej fryzjerki baardzoo mi daleko) i pozostawiły ociupinkę dłuższe niż pozostałe włosięta, kręcą się one niemiłosiernie (!!!), czym wprawiają Matkę w wielką radość i uniesienie. Nie zepsułam, na szczęście, Młodszaka na stałe. Hura! No tak i słowem wyjaśnienia, na koniec, jak tylko ujrzałam tę piżamkę, w której pozuje Młodszak, wiedziałam, że ją kupię. Od razu chciałam ją na nim zobaczyć :) Tym bardziej, że dziecko moje młodsze przy całym tym szaleństwie postrzyżyn zachowywał się jak profesjonalista (w przeciwieństwie do Rodzicielki), siedział grzecznie, nie kręcił się, nie wiercił, nie marudził sprawiając, że proces ten przebiegł szybko i niezwykle sprawnie. Super baby jak nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz